Dla
Clair, za bycie dobrą duszą wspierającą biedne hikikomori.
Na
środku miasta wystawiono piękną trumnę. Przy jej uchylonym wieku
czuwał młodzieniec o włosach błękitnych jak ocean i oczach w
barwie szafiru. Po jego kamiennej twarzy nie dało się poznać
emocji, jednak pojedyncza łza spływająca po policzku chwytała za
serce okoliczne niewiasty. Patrzyłem na zbiorowisko ludzi dookoła i
szukałem kogoś, kto wyglądałby na poinformowanego.
-
Przepraszam - wymruczałem cicho tuż za plecami jednej z kobiet -
Coś się stało?
-
Ahh, on... - głupia kobieta, zaczerwieniła się od stóp do głów
- ,,To'' się znowu stało.
-
,,To''?
-
Widzę, że pan przyjezdny - zaśmiała się - ,,To'' to klątwa.
-
Klątwa? Jest przeklęty?
-
Tak. Każdy, kogo pokocha, szybko traci życie...
Zaśmiałem
się w duchu. Nie ma czegoś takiego jak ,,klątwa''. Zerknąłem
szybko na tłum dookoła. Nikt nie kwapił się, by podejść do
zrozpaczonego młodzieńca. Wszyscy wierzyli w jego klątwę. Cóż
za bzdura. Skłoniłem się delikatnie mojej rozmówczyni i ignorując
szepty i spojrzenia podszedłem do chłopaka.
-
Słyszałem, co się stało. Moje kondolencje - powiedziałem cicho,
patrząc wprost na niego.
-
To niebezpieczne miejsce. Proszę na siebie uważać, inaczej i pan
wyląduje z poderżniętym gardłem - wyszeptał łamiącym się
głosem. Chyba naprawdę kochał osobę spoczywającą w trumnie.
-
O mnie się proszę nie martw, chłopcze - powiedziałem łagodnie -
Byliście blisko?
Przez
chwilę milczał, wpatrując się w przesłonięte białym materiałem
oblicze zmarłego.
-
Byliśmy kochankami - odparł.
-
Tym bardziej przykro mi, że wydarzyła się tak wielka tragedia...
Radziłbym jednak wstać z ziemi. Ubrudzisz sobie ten piękny strój,
szkoda by było, czyż nie?
Wyciągnąłem
dłoń w jego stronę. Patrzył na nią nieufnie, a szepty dookoła
nas się nasiliły. On również zdawał się je ignorować, gdyż
przyjął pomoc i wstał z gleby. Otrzepał spodnie, a ja uprzejmie
czekałem.
-
Jak się nazywasz? - zagadałem.
-
Tetsuya. Kuroko Tetsuya - odparł po chwili zastanowienia - A ty?
Oho,
już nie pan, pomyślałem. Powstrzymałem jednak cisnący się na
twarz uśmiech.
-
Seijuurou. Akashi Seijuurou.
-
Rozumiem, że jesteś przyjezdny?
-
Nie do końca... A co?
-
Gdybyś nie był, stałbyś w tłumie i szeptał za moimi plecami.
Tylko nieznajomi są dość głupi, by do mnie podejść.
-
Nie mów w ten sposób na swój temat... Nie mieszkam w mieście, ale
bywam tu dość często. Mam zamek godzinę drogi stąd.
-
Szlachcic? Jeszcze lepiej.
-
Uśmiechnij się. Może nie wskrzeszę twego ukochanego, ale mogę
zaoferować ci pomocną dłoń.
-
W jakim sensie?
Uśmiechnąłem
się delikatnie, po czym ruszyłem w stronę stoiska z kwiatami.
Poszedł za mną, uważnie obserwując moje poczynania. Rzuciłem
kilka monet na blat straganu i chwyciłem tulipana.
-
Daję ci ten kwiat i możliwość ucieczki.
-
Przed czym miałbym uciekać?
-
Przed nimi - wskazałem na tłum - Przed trumną, przed żałobą,
smutkiem i cierpieniem.
-
Kochałem go. Teraz miałbym przed nim uciec? - w błękitnych
tęczówkach jarzył się ogień, ale i wątpliwości. Wystarczy
delikatnie dotknąć spustu.
-
Nie uciekasz przed nim. Będziesz o nim zawsze pamiętał. Nie sądzę
jednak, żeby chciał, byś utonął we własnym żalu - podszedłem
i delikatnie wsunąłem mu kwiat między palce - Chodź ze mną.
Gniew
opuścił oczy, gdy pojawiła się możliwość odnalezienia
ukojenia. Smutek zastąpiło echo ulgi, gdy ująłem go pod ramię i
poprowadziłem przez miasto.
Tańczyliśmy,
śmialiśmy się. W rytmie tanga zgubił swój żal, walc ukoił
zmysły by rumba rozpaliła je na nowo. Powolny dotyk, gdy
wirowaliśmy w tańcu, zamienił płomień gniewu w uniesienie.
Płatki tulipanu, który mu ofiarowałem, przyozdobiły nasze łoże
gdy go do niego zanosiłem, pijanego wieczorem i dzielonymi
oddechami.
-
To szaleństwo - wyszeptał, gdy nachylałem się nad nim -
Zostaniesz przeklęty.
-
Kochasz mnie? - spojrzałem mu w oczy wypełnione żądzą.
Nie
odpowiedział. Delikatnie skubnąłem zębami jego wargę, łapiąc
ciche westchnienie. Szybko przesunąłem pocałunki na szyję,
gorączkowo pozbywając się jego ubrań. Biała skóra niemal lśniła
w ciemnym pomieszczeniu, oczy zdawały się jarzyć w ciemnościach.
Czułem jego palce we włosach, gdy myślał, że może mną
komenderować. Chwyciłem jego nadgarstki i jedną ręką
przycisnąłem je nad jego głową. Drugą dłonią delikatnie go
pobudzałem, wsłuchując się w westchnienia opuszczające jego
usta. Pocałowałem go, długo i ogniście, by po chwili, bez
ostrzeżenia zacząć przygotowywać go do następnej części. Wił
się, gdy drażniłem jego wnętrze, jednak nie mógł się ruszyć,
unieruchomiony przeze mnie. Wkrótce poczułem, że jest już gotów
i znów bez ostrzeżenia przeszedłem dalej. Zapach jego skóry, tak
wyraźnie unoszący się w powietrzu upajał mnie. Chciałem się z
nim podroczyć, jednak zamglone spojrzenie, jakim mnie obdarzył,
odarło mnie z resztek samokontroli. Doszliśmy w tym samym momencie.
Zasnął niemal natychmiast po. Nieco mnie to zabolało, ale będziemy
jeszcze mieli czas, by porozmawiać. Ułożyłem się obok niego,
przytuliłem do siebie jak delikatny kwiat i również zasnąłem.
Rankiem
obdarzył mnie skonfundowanym spojrzeniem. Potrzebował chwili, by
sobie przypomnieć, jednak gdy wydarzenia zeszłej nocy do niego
wróciły, natychmiast zerwał się z łóżka. Szkoda, było mi tak
ciepło...
-
Dlaczego to zrobiłeś? - warknął, szukając swoich spodni.
-
Co zrobiłem? To, czego chciałeś?
Przystanął
na chwilę, by spiorunować mnie spojrzeniem.
-
Wykorzystałeś mnie jak jakąś tanią dziwkę - dalej warczał,
jednak coraz głośniej.
-
Nie. Dałem ci to, czego sam pragnąłeś. Ucieczkę. Ukojenie.
-
Uwłaczam jego pamięci...
-
Bzdura, mój drogi - położyłem mu rękę na ramieniu - Nie czujesz
się lepiej?
-
Nie - odparł szybko, nie patrząc w moją stronę.
Ah
tak. Nie czujesz. Gdy skończył się ubierać niemal wybiegł z
pokoju. Poczułem ukłucie żalu. Byłbym naiwny sądząc, że teraz
będzie pięknie, prawda?
Wyjechałem
z miasta na kilka dni. Biznes sam się nie nakręci, trzeba pilnować
własnego dobytku. Gdy wróciłem, od razu zacząłem go szukać w
tłumie. Nie było to trudne, raczej było go widać. Znów mnie
zabolało, gdy ujrzałem go z innym mężczyzną. Uśmiechał się,
delikatnie i nieco nieśmiało, ale uśmiechał. Jego towarzysz
energicznie o czymś opowiadał, machając rękami i rozbawiając go.
Nie było na co patrzeć. Jeszcze tego samego dnia załatwiłem co
trzeba i wróciłem do majątku. Znów nie wyszło, tak...
Przez
pewien czas nie wracałem, jednak nie mogłem bez końca siedzieć w
zamku. Gdy wjechałem do miasta znów usłyszałem znajome szepty, a
na środku placu, zgodnie z oczekiwaniami znów go ujrzałem.
Niebieskowłosy młodzieniec przy trumnie, z żalem i gniewem w
oczach. Nie płakał. Podszedłem do tego samego stoiska, znów
rzuciłem kilka monet i wyciągnąłem białego tulipana.
-
Witaj - rzekłem, podchodząc do niego - Moje kondolencje.
-
Czego znów tutaj szukasz? - wyszeptał.
-
Zarabianie boli, ale czasem trzeba się poświęcić, ruszyć tyłek
z zamku i pojechać do miasta.
-
Czy w zakresie słowa zarabiać mieści się kupowanie mi kwiatów i
mącenie w głowie?
-
Mącę ci w głowie?
-
Nie dam się znów wykorzystać.
-
Nie wziąłem od ciebie nic, czego nie chciałbyś mi dać.
Dla
odmiany kucnąłem obok niego. Nie chciał na mnie patrzeć, bladą
dłonią ściskając dłoń zmarłego. Wyglądał tak krucho...
-
Przyjmiesz chociaż kwiat? - zapytałem cicho, patrząc w jego oczy.
Milczał,
ignorując mnie.
-
Nie zrobię nic, czego byś sobie nie życzył, przysięgam. Słowo
szlachcica jest warte więcej niż jego życie, chłopcze.
Nieśmiało
uśmiechnął się, ale w jego oczach wciąż tańczył ból.
-
Jak wiecznie będziesz klęczał na ziemi przy trumnie, w końcu
będziesz musiał wyrzucić ten strój, mój drogi. A szkoda,
idealnie na tobie leży.
-
Trochę przestarzały tekst, wiesz?
-
A tak się starałem...
Znów
zamilkł, jednak patrzył na mnie uważnie. Pod tym błękitnym
spojrzeniem czułem się dogłębnie analizowany.
-
Przysięgasz?
-
Przysięgam.
Widziałem,
jak bardzo pragnie nie czuć tego bólu. Wstałem i wyciągnąłem ku
niemu rękę. Pozwolił pomóc sobie podnieść się, wtedy wręczyłem
mu tulipana.
-
Ty też masz deja vu?
-
Udław się - spojrzał na mnie zirytowany.
-
Jeśli takie twoje życzenie...
-
Nie! Wystarczy śmierci na najbliższych kilka lat.
-
Spokojnie! Nie spieszno mi do grobu, mój drogi - uśmiechnąłem
się, widząc jego niepokój.
Tym
razem to on prowadził. Pozwoliłem pociągnąć się do teatru,
gdzie wystawiano jakąś niszową sztukę, a potem szliśmy ulicą i
rozmawialiśmy. Mówił mi o swojej miłości do kwiatów, o języku
tych delikatnych roślin, sposobach pielęgnacji i wielu innych
sprawach. Gdy usiedliśmy w karczmie, w której występowała jakaś
wioskowa niewiasta, zamówiliśmy piwo i zamilkliśmy. Sączył napój
w ciszy, wpatrując się w kobietę śpiewającą na podeście.
-
Musisz mnie mieć za strasznego tchórza i niewierną dziwkę - rzekł
cicho po jakimś czasie.
-
Gdybym tak o tobie myślał, raczej nie próbowałbym cię pocieszyć,
a ukamienować, nie sądzisz?
-
Dlaczego tak nie myślisz? Ledwo wczoraj zginął mój kochanek, a ja
siedzę tutaj, z tobą...
-
Nie ma sensu sobie tego wyrzucać, mój drogi. Czy zalewanie się
łzami i krzyczenie w żałobie przyniosłoby ci więcej ulgi? A może
chwałę?
Nie
odpowiedział na moje pytanie. Jego spuszczony w dół wzrok mówił
mi, ze wie, że mam rację, ale nie chce tego przyznać.
Powstrzymałem cisnący się na usta uśmiech. Kobieta śpiewała w
obcym języku do akompaniamentu zespołu. Rozumiejąc słowa piosenki
miałem ochotę roześmiać się na cały głos.
-
Aiyoku no prisoner... - zanuciłem pod nosem, licząc że zwrócę
jego uwagę.
-
Rozumiesz, co ona śpiewa? - zgodnie z oczekiwaniami zapytał.
-
Tak. Chciałbyś wiedzieć?
-
Po twojej minie wnioskuję, że raczej nie - ostrożnie odparł,
jednak w kącikach jego ust czaił się uśmiech.
-
Może pójdziemy gdzieś, gdzie będą śpiewać w języku, który
znasz?
-
Mam wrażenie, że stroisz sobie ze mnie żarty.
-
Ależ skądże...
-
Pajac.
-
Do usług, mój drogi.
Faktycznie,
zmieniliśmy karczmę. Tam już śpiewano w tutejszym języku,
zachęcałem więc Tetsuyę by dołączył do śpiewających.
-
Pokażmy im, co to znaczy mieć piękny wokal - uśmiechnąłem się
do niego, po czym rzuciłem w tłum słowa piosenki.
Nawet
gdy ich nie znał, nucił razem z nami. Ze wszystkich stron otaczali
nas ludzie, nie przejmując się niesławną historią mojego
towarzysza. Taniec i śpiew nie raz idą w parze, my jednak tylko
śpiewaliśmy, zapijając zdarte gardła stawianym przez pospólstwo
alkoholem. Z jego oczu znów zniknął żal i lęk, bawił się jakby
nigdy nic złego nie wydarzyło się w jego życiu. Okazało się
niestety, że ma słabą głowę... Musiałem go zanieść na górę,
co znów wywołało deja vu.
-
O-obiecałeś- hik-, że mnie nie tk-hik-niesz - patrzył na mnie
cały czerwony. Cóż za urocze stworzenie...
-
Nie tknę, jeśli tego pragniesz, mój drogi. Tylko zaniosę cię na
górę, odłożę na łóżko i pójdę sobie, dobrze?
Tak
też zrobiłem. Z ciężkim sercem i zaciśniętymi zębami, ale
odłożyłem go na łóżko i zbierałem się do wyjścia.
-
Było fajniee... - jęknął, widząc że otwieram drzwi - Może
zosta-hik-niesz jeszcze na chwilusię, czo?
-
Jeśli tego sobie życzysz... - wymamrotałem, siadając na krześle
z daleka od łóżka.
-
Czo tak dale-hik-ko?! Tu siądź - poklepał miejsce obok siebie na
łóżku.
-
Nie sądzę, by był to dobry pomysł. Nie chcę znów zostać
nazwanym łachmydą i zbirem wykorzystującym niewinne dziewice.
-
Nie-e jestem- hik- dziewicą...
-
Zdążyłem zauważyć.
Westchnąłem
i usiadłem obok niego. Wytrzymanie w tej odległości to było
wyzwanie, ale ja przecież szczyciłem się doskonałą samokontrolą.
Zalany w trupa chłopak nieświadomie chwycił mnie za rękę i
splótł nasze palce.
-
Ale masz maa-łe dłonie - zaśmiał się cicho, patrząc na nie z
dziecięcą ciekawością.
-
Ty masz jeszcze mniejsze - wyszeptałem.
-
Bo ja jestem mieiszy!
-
Nie da się ukryć - uśmiechnąłem się smutno.
Już
chciałem zabrać mu rękę i zbierać się do wyjścia, gdy on,
jakby odczytując moje intencje ścisnął mnie mocniej i pociągnął
w swoją stronę.
-
Nie odchodź - wyszeptał łamiącym się głosem, któremu nie
mogłem się oprzeć.
-
Każesz mi tu siedzieć, nie mogąc cię dotknąć? Jesteś zbyt
okrutny, mój drogi.
-
Zostań... - jęknął, po czym pocałował mnie.
Moja
samokontrola prysnęła jak bańka mydlana. Niemal brutalnie pchnąłem
go na łoże, zdarłem ubrania i kochaliśmy się namiętnie, jakby
jutra miało nie być. Sam tego chciał. Nie złamałem danego słowa.
Alkohol odarł go ze wstydu, pozwalając mu lubieżnie się
oblizywać, przyjmując i dając pieszczoty. Myślałem że oszaleję
z pożądania, a on bawił się mną i moim pragnieniem. Dałem mu
się usidlić, po raz sam nie wiem który.
Poranek
przywitał nas delikatnym muśnięciem słońca na skórze. Spał z
głową leżącą na mojej klatce piersiowej, a jego równomierny
oddech łaskotał mnie po brzuchu. Gładziłem czule jego włosy,
rozkoszując się widokiem, którym chciałbym być witany każdej
jutrzenki.
-
Witaj - wymruczałem mu do ucha, gdy przebudzony przecierał zaspane
oczy - Wyspałeś się?
-
Hmm? Taaak... - jęknął, patrząc na mnie nieprzytomnie - Moja
głowa...
-
Na kaca najlepsze jest śniadanie. Co ty na to?
-
Znów mnie wykorzystałeś, łajdaku - mruknął pod nosem, ale na
jego twarzy pojawił się smutek - Wiem, tyle pamiętam że sam cię
do tego nakłaniałem.
-
Widzę, że znów popsułem ci humor.
-
Sam go sobie psuję tym niegodnym zachowaniem... Ale to nie twoja
wina.
-
Mimo to gotów jestem wziąć odpowiedzialność. W ramach
zadośćuczynienia mogę ci zaoferować śniadanie i przejażdżkę.
Wyrwiesz się z miasta na chwilę, zwiedzisz trochę okolicę...
-
Zastanawia mnie, skąd ta serdeczność w stosunku do mnie?
-
Nie mogę patrzeć, jak płaczesz. Czy to źle?
-
Innymi słowy masz słabość do niewinnych dam w opresji?
-
Oo tak, ostatniej nocy pokazałeś, jaka to z ciebie niewinna dama...
Zaczerwienił
się aż po czubki uszu.
Zjedliśmy
śniadanie i poszliśmy na spacer. Wkrótce wezwałem powóz, by
zawiózł nas do mojego zamku. Gdybym nie wiedział, że jest
inaczej, powiedziałbym że nigdy nie był poza miastem. Patrzył na
pola, jakby widział je po raz pierwszy w życiu, więc opowiadałem
mu o gatunkach zbóż, wyrobie chleba, trzodzie... To rzeczy, na
których się znałem.
-
To wszystko należy do ciebie? - zapytał, wskazując mijane przez
nas połacie terenu.
-
Nie wszystko, ale większość. Powiedzmy, że jestem grubą rybą w
okolicy.
-
A tak dokładniej?
Obdarzyłem
go zirytowanym spojrzeniem, na które odpowiedział tym swoich
uśmiechem w głębi oczu.
-
Niektórzy mówią mi ,,wasza wysokość''.
-
Tak myślałem - powiedział cicho, patrząc na mnie -
Książę-pustelnik.
-
Tak o mnie mówicie w mieście? Robię się samotny.
Zaśmiał
się cicho. Milczeliśmy przez resztę drogi, ale w sumie nie było
daleko. Uprzedziłem służbę, więc czekała na nas otwarta brama i
coś pomiędzy drugim śniadaniem a obiadem. Gdy zjedliśmy pomny
jego fascynacji kwiatami zabrałem go do ogrodu. Starannie
pielęgnowane kwiaty, różne egzotyczne gatunki, których nie
znajdziesz na targu... Wszystkie kwitły, jakby ciesząc się z jego
przybycia. Niby taka pora roku, ale i tak cieszy. Tetsuya był
wniebowzięty, mogąc gładzić kolorowe płatki i napawać się ich
zapachem. Dzień minął nam zatrważająco szybko. Czułem się
jakbym leżał na słońcu. Nawet jeśli nie mówił dużo, sama jego
obecność koiła moje zmysły. Nie mogłem uwierzyć, że minął
cały dzień, gdy już w mieście, po zmroku pomagałem mu wyjść z
powozu.
-
Powinniśmy to kiedyś powtórzyć - zaśmiał się, jak często mu
się zdarzało tego popołudnia - Dziękuję. Było bardzo miło.
-
Drobiazg, mój drogi. Dałbym ci wszystko, czego byś sobie zażyczył.
Zamrugał,
zaskoczony takim wyznaniem. Przez sekundę w jego oczach zalśniło
pragnienie, przez ten ułamek chwili chciał sięgnąć po wizję,
którą mu ofiarowałem. Potem odwrócił wzrok i bez pożegnania
odszedł przed siebie, a ja, chcąc nie chcąc, wróciłem do zamku.
Nie
mogłem być w mieście kilka dni. Mój ojciec nawiedził te rejony,
chcąc sprawdzić jak daję sobie radę na terenie oddanym pod mój
zarząd. Naturalnie nie było do czego się przyczepić, jednak on
musiał to osobiście zobaczyć, na własne oczy. Nie mogłem opuścić
posiadłości, musiałem mu wszędzie towarzyszyć. Gdy w końcu
wyjechał nie bacząc na sprzeciw ogrodników chwyciłem nóż,
uciąłem najpiękniejsze lilie i tulipany, złożyłem w bukiet i
pojechałem konno do miasta. Mimo późnej pory stróże pozwolili mi
jeszcze wjechać do środka, jednak uprzedzili, że wyjadę dopiero
następnego dnia. Nie przejmując się tym szukałem błękitnej
czupryny wśród tłumu, licząc, że tym razem będzie dobrze. Nie
spóźnię się. Złamię ten czar, i wszystko będzie jak należy...
Ból
przeszył całe moje jestestwo, gdy w końcu ujrzałem upragniony
błękit. Kompletnie nie przejmując się nienawistnymi spojrzeniami
bawił się, wirując w tańcu z jakimś mężczyzną. Jego blada
skóra i blond włosy irytowały mnie w równym stopniu co uśmiech
nie schodzący z twarzy. Ile jeszcze? ILE JESZCZE? Wyrzuciłem bukiet
do rynsztoku. Na nocleg wybrałem pierwszą lepszą karczmę, z pełną
świadomością że dla takich jak ja cena razy pięć. Czy to ma
znaczenie? Byłbym naiwny sądząc, że teraz będzie dobrze...
Minął
miesiąc, potem drugi... Przestałem jeździć do miasta. Tyle
miesięcy... Tyle lat... Ile jeszcze? Trumien na cmentarzu jest już
tyle, że sam pewnie straciłeś rachubę... Chyba nie da rady
inaczej... Tego samego wieczoru służba zameldowała gościa.
-
Któż może chcieć mnie widzieć o tej porze...
-
Sei! - ten krzyk rozpoznałbym zawsze i wszędzie.
Błękitnowłosy
rzucił mi się na szyję, cały drżący. Objąłem go, zaskoczony
jego obecnością, jednak wiedziałem, co jako jedyne mogło go tu
przyprowadzić.
-
Sei, on... On... Ktoś... tak po prostu... Przez gardło... -
mamrotał, zbyt roztrzęsiony by formułować pełne zdania.
-
Ciii, spokojnie. Nic ci nie grozi. Już, uspokój się - gładziłem
go po plecach.
Przez
dłuższą chwilę nadal trząsł się w moich ramionach, jednak w
końcu uspokoił się na tyle, by dać się posadzić na fotelu.
Służąca przyniosła mu ciepłej herbaty i koc, którym starannie
go opatuliłem.
-
J-ja wiem... jest późno, i nie powinno mnie tu być, ale...
Widziałem to...
-
Co widziałeś?
-
Jak... - tu głos załamał mu się na chwilę - Jak strzała
przebija gardło Ryouty. Jego krew trysnęła na mnie, a on sam padł
jak długi, zaczął się miotać w konwulsjach...
-
Ciii - wyszeptałem, by go uspokoić - Nie musisz więcej mówić.
Chciałbym
posadzić go sobie na kolanach. Objąć, okryć ciepłym kokonem
błogiej nieświadomości... Dlaczego...? To nie pora na tego typu
rozmyślania. Nerwy powoli go opuszczały, dopuszczając do głosu
wyczerpanie fizyczne. Jakby nie było, biegł tu całą drogę.
-
Ch-chciałbym... Zapomnieć o tym wszystkim... Zapomnieć o bólu,
żalu... Nie czuć ich... - szeptał, a w jego szafirowych tęczówkach
szkliły się łzy.
Podszedłem
do niego i wziąłem go na ręce.
-
D-dokąd ty...
-
Obiecałem przecież, że dam ci wszystko, czego zapragniesz.
Jednym
pstryknięciem kazałem służbie rozłożyć nad nami parasol, gdy
wyszedłem na taras prowadzący do ogrodu. Na dworze padało, jednak
nie była to nawałnica ani większa ulewa, więc uniknąłem
nadmiernego przemoczenia. Moim celem była altana, w której
zapobiegliwie zawsze trzymałem suche szczapki drewna na wieczory
takie jak ten. Nie musiałem nic mówić, służba sama uwinęła się
z uszczelnieniem altany i rozpaleniem ognia. Położyłem Tetsuyę na
niewielkiej sofie stojącej tuż obok paleniska, po chwili doniesiono
nam wino i lekkie musy w charakterze deseru i zostaliśmy sami.
Otoczeni kwiatami, deszczem i cichym trzeszczeniem płonącego
drewna. Nie było zimno, ogień skutecznie zwalczał niską
temperaturę. Nalałem wina do obu kieliszków i podałem jeden
mojemu towarzyszowi.
-
Przez chwilę myślałem, czy nie zanieść cię do łóżka... -
obdarzył mnie zirytowanym spojrzeniem - Ale to tu trzymam skrzypce,
nie w sypialni, więc byłoby ciężko zagrać coś dla ciebie.
Oczy
mu zalśniły, gdy schyliłem się i wyjąłem z futerału piękny
instrument. Przechowywany w bezpiecznym miejscu, zabezpieczony od
wilgoci czekał na wieczory takie jak ten, gdy lubiłem przyjść do
altany, grać i wyobrażać sobie, że siedzi tu razem ze mną.
-
Choć raz sen stał się jawą... - wymruczałem pod nosem, by zagrać
pierwszą, nieśmiałą nutę.
Spojrzałem
mu głęboko w oczy i już wiedziałem, co zagrać. Mówi się, że
piękna muzyka ukoi każde serce, nawet największego chama i
prostaka. Ten utwór, którego nazwy nigdy nie potrafię zapamiętać,
zaczyna się bardzo smutną melodią. W miarę rozwoju historii z
żałoby przechodzi w zobojętnienie, by w końcu zapłonąć pasją
i nadzieją. Nie jest prosty. Nie jest znany. Nie musi być.
Wystarczy, że w tych najpiękniejszych oczach świata rozpalił choć
na chwilę ogień. Gdy się skończył, pozwoliłem sobie upić łyk
z kieliszka Tetsuyi, na co odpowiedział cichym uśmiechem, po czym
płynnie przeszedłem do następnego. Po tym byłem jeszcze śmielszy.
Przysunąłem się blisko chłopaka i gestem zachęciłem go, by
oddał mi ten napój, który właśnie chciał przełknąć. Z
lubieżnym uśmiechem, który tak kochałem, pozwolił by ogrzane
wnętrzem ust wino spłynęło do mojego gardła, po czym delikatnie
ugryzł moją wargę i odsunął się. W jego oczach widziałem
ostrzegawcze ,,Nie licz na nic więcej''. Westchnąłem. Powoli
opróżniliśmy jedną, drugą butelkę. Przynoszono nam nowe, a my
nie zwracaliśmy już na to uwagi. Gdy nie grałem, rozmawialiśmy o
muzyce, tłumaczyłem mu znaczenie utworów, próbowałem pokazać
chwyty. Tej nocy nie dotknąłem go. Patrzyłem, jak uśpiony jedną
z melodii opuszcza głowę na atłasowe poduszki i zasypia.
Popatrzyłem na niego przez chwilę, by wziąć go na ręce i zanieść
do przygotowanego dla niego pokoju. Pocałowałem w czoło, i z
ciężkim sercem odszedłem do własnej sypialni.
Rankiem
obudził mnie ciężar na klatce piersiowej. Nie przypominając sobie
sprowadzania panien do zamku zamrugałem kilka razy, jednak ten
otaczający mnie ze wszystkich stron niebieski kolor rozwiał
wszelkie wątpliwości. Nie zasnął, udawał tylko, czekając co się
stanie. A gdy wyszedłem z jego komnaty przekradł się do mojej.
Uśmiechnąłem się szeroko.
-
Nie śpisz już? - zapytał, wtulając głowę w moją szyję.
-
Nie... - mruknąłem, po czym przeturlałem się nad mojego
towarzysza. Skubnąłem jego wargę.
-
Jak to nie... Jak dla mnie nadal śnisz...
-
Zamruczysz inaczej, gdy cię...
-
Ekhm. Przepraszam, wasza wysokość, ale śniadanie już czeka -
służba jak zawsze materializuje się w najlepszym momencie.
-
Nie mogłeś z tą wiadomością poczekać aż skończymy?
Mężczyzna
skłonił się tylko i wyszedł z pokoju. Westchnąłem i uwolniłem
Tetsuyę spod siebie.
-
Chodź, zjemy coś i przejdziemy się na spacer. Potem odwiozę cię
do domu - wymamrotałem, przeciągając się.
-
Dziękuję - odparł szeptem, z tym swoim zawadiackim uśmiechem.
Tak
też zrobiliśmy. Zjedliśmy śniadanie, po czym kazałem przygotować
dla nas wierzchowce i udaliśmy się do lasu. Nie był daleko, ale
lepiej szczędzić nogi na samą przechadzkę, nie na zakurzoną
trasę. Po wczorajszym deszczu w lesie było chłodno i wilgotno,
jednak i tak było miło. Konie przywiązaliśmy do drzewa i
poszliśmy w teren. Nieco mroczna atmosfera ciemnego lasu podziałała
depresyjnie na mojego towarzysza, ale i na mnie.
-
Wiesz, Sei, zastanawiam się... Dlaczego? Dlaczego mnie to dotyka?
Czy naprawdę jestem aż tak grzeszny, że chcę kochać, być
szczęśliwy? Może powinienem po prostu zostać pustelnikiem, nie
żądać niczego i wierzyć, że w ten sposób ich ochronię...
Nie
wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Słysząc te słowa miałem ochotę
podejść, trzasnąć go w pusty łeb i potrząsnąć nim jak należy.
Przez tyle lat cierpiałem, żeby teraz zaczął mi się zwierzać z
tęsknoty za zmarłymi chłopakami? Jaki pustelnik?
Przecież... Patrząc, jak dotyka jakichś polnych kwiatów
przypomniałem sobie jednego z jego kochanków, który mu takie
przynosił. Zawrzał we mnie gniew, gniew za te wszystkie lata.
-
Tak, jesteś grzeszny - odparłem cicho - Za każdym razem, gdy kogoś
pokochasz, twój luby umiera. Wtedy przychodzę ja, a ty oddajesz mi
się, byleby tylko uciec od cierpienia. Jesteś więźniem pożądania.
-
Sei...?
Nie
wiedziałem, dlaczego to powiedziałem. Miałem tego nie mówić,
miałem go pocieszyć... Ale zawładnął mną bezgraniczny gniew,
cały żal, smutek i samotność wzięły górę.
-
To ty mi powiedz, dlaczego. Powiedz mi, dlaczego, mimo iż każdy,
którego pokochasz ginie, mimo iż przelałeś już tyle łez, że
nie starcza ci ich na nowych amantów, dlaczego wciąż szukasz
kolejnego? Ile to jeszcze potrwa? Powiedz mi, czemuś taki grzeszny?
Zaczynam mieć tego dość.
-
Sei, przerażasz mnie...
Nim
zdążył się odsunąć, chwyciłem jego ramię i przyciągnąłem
do siebie. Zamknąłem go w żelaznych objęciach, nie pozwalając
wyrwać się i uciec.
-
Zatańcz ze mną, Tetsuya... - wymruczałem mu do ucha - Tu, na
skraju snu i jawy...
-
Sei, nie wiem, co ci się stało, ale to boli! Puszczaj!
Zakneblowałem
mu usta pocałunkiem. Jakiż słodki jest jego smak, jak cudnie
pachnie jego blada skóra, tak lśniąca w mroku lasu. Widziałem
strach w jego oczach, jednak nic sobie z niego nie robiłem.
Przycisnąłem go do drzewa, delikatnie sunąc dłońmi po udach,
plecach...
-
P-usz-puszczaj! - wydyszał w przerwie na oddech.
-
Poddaj się... Zatańcz ze mną... Szczęśliwe zakończenie, którego
pragniesz, nigdy nie dojdzie do skutku...
-
O czym ty mówisz?! Puść, to boli!
Miał
na sobie moje ubrania, wiedziałem więc jak szybko się ich pozbyć.
Odsłoniłem mu ramiona i zacząłem składać na nich gorące
pocałunki. W głowie huczało mi od żądzy i gniewu. Zatraciłem
się w tym, głuchy na jego słowa i krzyki. Nikt nam nie
przeszkodził.
Gdy
wróciłem do siebie ujrzałem jego zapłakaną twarz i przerażone
oczy, niemal rozdarte ubrania i krew na udach. Jak cudnie wyglądał,
leżąc tak na ziemi, u moich stóp... Gdyby tak ten obraz nie
zniknął już nigdy...
-
Nee, Tetsuya... Nie zauważyłeś jeszcze? - wyszeptałem, wciąż
pijany chwilą i najpiękniejszym widokiem.
-
Czego? Tego, że jesteś zboczeńcem i sadystą? Zdążyłem
zauważyć!
-
Niee... Twoja klątwa - zaśmiałem się - Przecież nie wierzysz w
takie bzdury jak klątwa, prawda?
-
Co? O czym ty...
-
Ani razu o tym nie pomyślałeś? Że może ktoś celowo zabija
twoich ukochanych? - wiedziałem, że na twarzy mam psychopatyczny
uśmiech, nie potrafiłem jednak się go pozbyć. Za długo. Za
długo.
Jego
oczy zrobiły się wielkie jak talerze. W półmroku jaśniały
delikatnie, gdy wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
-
Kto... Kto mógłby zrobić coś takiego... - nagle źrenice
powiększyły mu się, gdy zrozumiał - Ty...
-
Ależ skąd - uśmiechnąłem się - Przecież to wina klątwy,
prawda?
Zaczął
cofać się do tyłu, choć ból na pewno utrudniał mu ruch.
-
Zrozum... Tak wiele lat na ciebie patrzyłem... A ty zawsze byłeś z
innym. Kochałeś go. Co miałem zrobić?! ...Pozbyłem się go.
Wtedy odkryłem, że szukasz ukojenia... Chciałem ci je dać, ale
nie zdążyłem. Więc zabiłem kolejnego, kolejnego, kolejnego... Aż
w końcu... I dałem ci je. Ale ty znów zaczynałeś szukać.
Chciałem złamać moją klątwę... Byłbyś tylko mój...
-
Jesteś chory - w moich ukochanych oczach lśniło przerażenie -
Chory.
-
Może... może troszkę spanikowałem... Ale ja tylko cię kocham...
-
Nienawidzę cię! Brzydzę się tobą! Nie zbliżaj się do mnie!
Jego
słowa przeszyły moje serce na wskroś. Każdy uśmiech, każdy
pocałunek, dotyk, każdy płatek kwiatu, każda nuta... Wszystko
wirowało w mojej głowie, narzucając mi inną wizję świata.
Przecież kochał mnie. Gdy tracił ukochanego, kochał mnie.
Tańczyliśmy na krawędzi tego fatalizmu, ukrywając się za nim jak
za tarczą. Chwilowym ukojeniem zasłanialiśmy bruzdy na sercu.
Wyjąłem tulipana, którego trzymałem za pazuchą, by mu go dać.
Śnieżnobiały tulipan. Spojrzał z odrazą na kwiat, jednak
położyłem go przez sobą. Nie chcesz mojego uczucia... Nie
pożądasz mojej miłości... Nienawidzisz mnie... Chyba dałem się
ponieść paranoi. Po chwili wyciągnąłem trzymane przy boku ostrze
sztyletu.
-
Moje ręce spowija szkarłatna mgła - wyszeptałem - Jeśli chcesz
pozbyć się klątwy, to... Zrób to. Własnymi rękoma.
Spojrzał
na mnie badawczo, analizując moje słowa.
-
Własnymi rękoma...
-
Pospiesz się - rzekłem beznamiętnie. Czy to ma znaczenie? Nigdy,
do samego końca, nie mogłem pozbyć się klątwy. Choć raz, tylko
raz chciałem zdobyć to, czego naprawdę pragnąłem. Zamiast tego
patrzyłem pustym wzrokiem jak okaleczony, skrzywdzony chłopak z
gniewem, wręcz furią w oczach bierze do ręki podany przeze mnie
sztylet.
-
Kocham cię - wyszeptałem, by sekundę później cały świat
zatopił się w szkarłatnej nicości.
Na
placu w mieście wystawiono ozdobną trumnę. Klęczał przy niej
uśmiechnięty, radosny młodzieniec. Mówi się, że każdy
pokochany przez tego młodzieńca książę zostanie przeklęty i
spotka go śmierć. Na wieku trumny spoczywał samotny tulipan o
płatkach w barwie krwi.
***
To naprawdę był eksperyment. Nie mam pojęcia, jak mi wyszło, i nie chcę tego oceniać. W razie gdyby coś było niejasne, polecam kliknąć > tu <, myślę że ten utwór wyjaśni wam, o co chodziło. Nigdy więcej AkaKuro, dammit...
A, no i symbolika. Biały tulipan oznacza szczerze intencje, niewinność. Czerwony tulipan, to prawdziwa, głęboka miłość.
A, no i symbolika. Biały tulipan oznacza szczerze intencje, niewinność. Czerwony tulipan, to prawdziwa, głęboka miłość.
JEŚLI TO JEST, TO CO JA MYŚLĘ, ŻE TO JEST, TO... *tu wydaje bliżej nieokreślone dźwięki*
OdpowiedzUsuń*wróci za chwilę, jak skończy rekrutować się na studia*
Oh, kurwa, Yazu...
UsuńTo było...
To było...
'- Tak. Każdy, kogo pokocha, szybko traci życie...'
Już w tym momencie wiedziałam, że to będzie coś naprawdę mocnego. To jedno zdanie wystarczyło, żebym zaczęła mieć ciarki na skórze.
'Gniew opuścił oczy, gdy pojawiła się możliwość odnalezienia ukojenia. Smutek zastąpiło echo ulgi, gdy ująłem go pod ramię i poprowadziłem przez miasto.
Tańczyliśmy, śmialiśmy się. W rytmie tanga zgubił swój żal, walc ukoił zmysły by rumba rozpaliła je na nowo. Powolny dotyk, gdy wirowaliśmy w tańcu, zamienił płomień gniewu w uniesienie. Płatki tulipanu, który mu ofiarowałem, przyozdobiły nasze łoże gdy go do niego zanosiłem, pijanego wieczorem i dzielonymi oddechami.'
Na początku byłam zdania, że takie szybkie opisy są kiepskim rozwiązaniem, że akcja za szybko z nimi leci. Ale potem doszłam do wniosku, że w sumie to jeśli patrzeć na shot jako całość, to one pasują. Nic nie wydaje się ucięte, więc jest dobrze. A do fragmnetu wracając - wsadziłaś do tego krótkiego opisu tyle erotyzmu, że moje kokoro zaczęło robić bardzo nerwowe doki doki. Ah... umieram, umieram, nie ratujcie mnie, to jest piękna śmierci.
'Chwyciłem jego nadgarstki i jedną ręką przycisnąłem je nad jego głową. Drugą dłonią delikatnie go pobudzałem, wsłuchując się w westchnienia opuszczające jego usta. Pocałowałem go, długo i ogniście, by po chwili, bez ostrzeżenia zacząć przygotowywać go do następnej części. Wił się, gdy drażniłem jego wnętrze, jednak nie mógł się ruszyć, unieruchomiony przeze mnie. Wkrótce poczułem, że jest już gotów i znów bez ostrzeżenia przeszedłem dalej. Zapach jego skóry, tak wyraźnie unoszący się w powietrzu upajał mnie. Chciałem się z nim podroczyć, jednak zamglone spojrzenie, jakim mnie obdarzył, odarło mnie z resztek samokontroli. Doszliśmy w tym samym momencie. Zasnął niemal natychmiast po. Nieco mnie to zabolało, ale będziemy jeszcze mieli czas, by porozmawiać. Ułożyłem się obok niego, przytuliłem do siebie jak delikatny kwiat i również zasnąłem.'
UWAGA, UWGA, CLD ZESZŁA OD NADMIARU ORGAZMÓW. PROSZĘ ZADZWONIĆ PO EKIPĘ SPRZĄTAJĄCĄ, BO TRZEBA ZDRAPAĆ JAKOŚ TĘ SPERMĘ Z SUFITU, OKIEN I ŻYRANDOLA. I NIECH KTOŚ ZAJMIE SIĘ MÓZGIEM, KTÓRY W WYNIKU NIEZDROWEJ FASCYNACJI WYPŁYNĄŁ PRZEZ NOS I SKOŃCZYŁ W PASZCZY KOTA. MAMY NA POKŁADZIE ZOOPATOLOGA?
'Ból przeszył całe moje jestestwo, gdy w końcu ujrzałem upragniony błękit. Kompletnie nie przejmując się nienawistnymi spojrzeniami bawił się, wirując w tańcu z jakimś mężczyzną. Jego blada skóra i blond włosy irytowały mnie w równym stopniu co uśmiech nie schodzący z twarzy. Ile jeszcze? ILE JESZCZE? Wyrzuciłem bukiet do rynsztoku. Na nocleg wybrałem pierwszą lepszą karczmę, z pełną świadomością że dla takich jak ja cena razy pięć. Czy to ma znaczenie? Byłbym naiwny sądząc, że teraz będzie dobrze...'
Czytając ten fragment miałam szczerą ochotę rzucić się na Tetsu i przywlec go przed oblicze Akasza. Taki Akasz, smutny Akasz, rozgoryczony... Oh, kurwa, Yazu, robisz mi dobrze, robisz mi bardzo dobrze takimi opisami i, kurwa, rób tak dalej~!
'Minął miesiąc, potem drugi... Przestałem jeździć do miasta. Tyle miesięcy... Tyle lat... Ile jeszcze? Trumien na cmentarzu jest już tyle, że sam pewnie straciłeś rachubę... Chyba nie da rady inaczej... Tego samego wieczoru służba zameldowała gościa.'
UsuńTen fragment był tak świetny, niemal czułam to całe rozgoryczenie, ból i zazdrość wylewającą się z serca Akasza, czułam to wszystko i, kurwa, tak cholernie mi się podobało to uczucie, kiedy moje serduszko cierpiało wraz z serduszkiem Akasza *masochizm lvl hard*
'Tańczyliśmy na krawędzi tego fatalizmu, ukrywając się za nim jak za tarczą. Chwilowym ukojeniem zasłanialiśmy bruzdy na sercu.'
Te dwa zdania wygrały tego shota. Są autentycznie przegenialne. Normalnie powaliły mnie na kolana (choć po przeczytaniu dopiski od Ciebie i obejrzeniu napisów, wiem już nie nie jest on do końca Twojego autorstwa, ale chuj i tak mi się kurewskozajebiściebardzocholernie podoba. M.I.S.T.R.Z.O.S.W.T.O.).
No i tak, ogólnie rzecz biorąc jestem shotem zachwycona. W ogóle byłam do samego końca pewna, że jest wszystko wymysł Twojej wyobraźni i do głowy, by mi nie przyszło, że mogłaś to wzorować na Vocaloidach. Dopiero jak przeczytałam Twój dopisek, to coś mi zaczęło nie pasować, bo co to niby miało oznaczać, że jak ktoś nie ogarnia (to jest ktoś taki?), to ma sobie kliknąć w link. No i zaintrygowana, klikłam, a tu widzę piosenkę w wykonaniu Kagamine. Mój szoczek był spory, ale włączyłam sobie piosenkę, żeby zbadać podobieństwo, oczywiście klasycznie bez dźwięku z samymi napisami xd Trzeba im to przyznać, w kwestii tekstów, Vocalidy wymiatają.
No i no. Zastanawiam się, jak tego shota nazwać. Właściwie to jest bardziej songfick, z tym, że songfick polega na wplataniu elementów piosenki do tekstu, a nie na wzorowaniu się... Dobra, niech będzie, że jest to prostu shot inspirowany piosenką, to chyba będzie najtrafniejsze określenie.
Powtórzę się, ale mnie wolno - shot bardzo mi się podobał. Nie przyszłoby mi do głowy, że mimo moim próśb i orgazmienia do tego shipu nawet tam, gdzie go nie ma, zdecydowałabyś się jednak coś z nimi napisać. Dedykacja dała mi cholerną nadzieję i gdyby się jednak okazało, że była ona złudna, to chyba bym Cię zamordowała, a potem wskrzesiła, żeby znowu zamordować *nie wolno się tak bawić serduszkiem krula, nie wolno*
No ale koniec końców, napisałaś AkaKuro, dla mnie, za co padam Ci do stóp i zamiatam grzywką podłogę. Lubię czytać stripy czy dj z nimi, ale jednak opowiadania... no opowiadania mają po prostu w sobie to coś, stripy czy dj nie mają z nimi szans.
Co Ci muszę powiedzieć - jestem z Ciebie naprawdę dumna. Od samego początku udało Ci się poprowadzić akcję w taki sposób, że nie byłam pewna, co się za chwilę wydarzy. Zaczęłaś Akashim w tej jego łagodniejszej odsłonie, pozwalając nam myśleć, że być może będzie to jeden z tych delikatniejszych shotów AkaKuro. No i tak sobie czytam i czytam, zagłębiam się w Twoje słowa, podziwiam, zakochuję się, analizuję, interpretuję... A tu nagle taki szok. Owszem, przyznam, że od początku coś mi w zachowaniu Akasza nie pasowało, mówił, że nie wierzy w klątwy etc, ale jednak widział śmierć tych wszystkich osób, które Tetsu pokochał, a mimo to zdawał się tym nie przejmować... No tak, to mi trochę w zachowaniu Akasza nie pasowało, sprawiało, że wkradł się do tego tekstu taki niepokój, że nie byłam pewna, co mi zaserwujesz za akapit, dwa, dziesięć.
Zachowanie Akasza było zmienne. W chwilach, kiedy brało górę pożądanie, to choć było w tym pełna uczucia, wyczuwałam delikatną nutkę chęci posiadania, ta zachłanność... no tak, kolejny powód, dla którego czułam, że coś jest nie tak, że to wszystko nie jest takie, jak nam pokazywałaś. No i te słowa Akasza, kiedy zobaczył Tetsu z Kise, że 'chyba nie da rady inaczej', tu coś autentycznie mnie zakuło, mówiąc: 'uwaga, szykuj się, CLD, zaraz coś się wydarzy, coś naprawdę niespodziewanego'.
UsuńNo i się wydarzyło. Jak mówię, czułam ten niepokój w tym shocie, czułam, że Akasz nie pozostanie tak niewinny, jak ten biały tulipan, który ofiarował Tetsu, że coś się kryje za tym jego niesamowitym oddaniem i miłością. ALE NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ, ŻE OKAŻE SIĘ, ŻE TO ON ICH WSZYSTKICH ZABIJAŁ, NAPRAWDĘ NO... Mój mózg podpowiadał mi raczej wizję, gdzie okazuje się, że Akasz podpisał pakt z jakimiś tam mocami, które miały zabijać kochanków, ale do głowy by mi nie przyszło, że to ON będzie klątwą, że swoimi rękami będzie zabijał wszystkich kochanków Tetsu. Zaskoczyłaś mnie bardzo, naprawdę jestem z Ciebie, Yazu, zajebiście wręcz dumna.
Ten shot był taki... skłaniający do refleksji. Czemu Akasz nie mógł mieć tego, czego chciał? Bo zgrzeszył, bo pożądał na siłę? Czemu Tetsu nie mógł mu się oddać, czemu nie mógł go pokochać? Czemu, choć przyjmował jego ręką, to jednak zawsze się od niego odwracał, udając się w objęcia innej osoby? Dlaczego Akasz i Tetsu musieli tkwić w takiej spirali paradoksu, tańczyć na granicy fatalizmu? Czemu los skazał Akasza na nieszczęśliwą miłość, czemu nie pozwolił Tetsu odwzajemnić tego uczucia, dostrzec jego głębi? Przecież to oszczędziłoby zarówno im, jak i kochankom Tetsu niepotrzebnego bólu i śmierci.
Ten shot pokazuje, co potrafi zrobić z ludźmi miłość. To uczucie - podobno najczystsze na świecie, potrafi zmusić ludzi do posunięcia się do najgorszych czynów. Nawet jeśli samo pozostaje czyste, to wyrasta na czarnej ziemi, skalanej krwią niewinnych. Pożądanie, które zamienia się w obsesję, pragnienie, które odbiera zdolność do racjonalnego myślenia...
Ostatecznie Akasz nie był w stanie ukrywać przed Tetsu dłużej swojej twarzy. Myślę, że był zwyczajnie zmęczony tą walką, którą co rusz przegrywał. Był zmęczony tą miłością, która miast dawać radość, dawała mu znacznie więcej bólu.
Zastanawiam się, w chwili, w której umarł, co czuł? W końcu zginął z ręki ukochanej osoby, pozwolił jej na to. Pozwolił Tetsu, by to właśnie on - jego miłość - uwolnił go od tego całego bólu, by dał jego spaczonej duszy ukojenie, jednocześnie uwalniając Tetsu. Patrząc na to z takiej perspektywy, uważam, że to zakończenie jest piękne. Jak i cały shot.
Co do samej postaci Akashiego - nie widzę w nim ani Bokushiego, ani Oreshiego. To połączenie ich obu, ten pełny Akashi, który miotał się na granicy realizmu i ułudy przez to przytłaczające w swojej sile uczucie do Tetsu, któremu nie mógł się przeciwstawić. Był postacią tragiczną - nie mógł osiągnąć szczęścia, nieokupionego cierpieniem. Nie było mu pisane szczęśliwe zakończenie, niezależnie jakiej decyzji by nie podjął. Gdyby nie przyznał się przed Tetsu, gdyby nie pozwolił swoim myślom na ucieczkę przez usta, pewnie wciąż by żył, jednak Tetsu odszedłby do innego. W końcu tak było od zawsze, tkwili w tej spirali paradosku, nie porafiąc z niej uciec. Tak więc zakończenie, w którym Akasz umiera jest chyba najszczęśliwszym z możliwych, biorąc pod uwagę, że tylko w ten sposób Akasz mógł się uwolnić od tego wyniszczającego uczucia - wyniszczającego nie tylko jego, ale i Tetsu, ich oboje.
UsuńTetsu nad jego trumną się uśmiechał. Wierzył w lepsze jutro? W to, że teraz jego cierpienie się skończy? Łudził się, że tak zwyczajnie uda mu się o tym wszystkim zapomnieć w ramionach kolejnego kochanka? Ale czy naprawdę mógłby zapomnieć o Akaszu, o kimś kto, mimo że tak bardzo przyniósł mu bólu, dał mu tez ukojenie i chwile słodkiego zapomnienia?
Tetsu położył na trumnie tulipan o czerwonych płatkach. Położył kwiat symbolizujący głęboką miłość, pasję, która sprawia, że nie słuchamy już rozumu, a serca. Myślę, że nie była to jedynie metafora do uczucia Akasza. Tetsu czuł coś do Akasza. Może nie była to miłość, może i cieszył się kiedy się od niego uwolnił, ale jednak za każdym razem po stracie kochanka oddawał się Akaszowi, oddawał się mu, nawet jeśli próbował udawać, ze wcale tego nie chciał. Może i go nie kochał, ale mimo to Akasz w jakiś sposób stał się częścią jego serca, zaszył się tam, jego uczucie wypełniło Tetsu, nawet jeśli Tetsu go nie przyjął. Myślę, że ten tulipan to symbol ich obojga. Końca tej dziwnej relacji, w której tkwili, symbol końca tego tańca na granicy fatalizmu, ostatniej nuty, do której tańczyli. Tylko czy po śmierci Akasza dla Tetsu to naprawdę będzie koniec? Czy to naprawdę takie proste, tak łatwe?
Shot podobał mi się naprawdę niesamowicie, jest autentycznie piękny, przepiękny, zakochałam się w nim. Yazu... kiedy wiem, że jesteś w stanie napisać tak cudowne AkaKuro, to już Ci nie odpuszczę i jeszcze nie raz zmuszę, żebyś coś z nimi napisała. Wybacz, ale po tak wspaniałym tekście nie będę po prostu potrafiła się powstrzymać~
Weny i dziękuję, bardzo Ci za tego shota dziękuję ♥
Ja, taki mały prostaczek, miałabym wykombinować tak złożoną fabułę? W co ty wierzysz xD W sumie naprawdę nie wiem, co odpisać. To nie do końca moje dzieło, jak sama zauważyłaś, ale cieszę się że nie było tak źle. Myślałam, że będzie trochę więcej niezrozumiałych rzeczy, ale to dobrze, że wyszło w miarę przejrzyście. Co do refleksji... Akashi nie mógł mieć Tetsu, bo miał wszystko. Ci co mają wszystko, najczęściej nie mają tego, czego pragną najbardziej. To dobrze widać w utworze. ,,Ja, książę, który posiadł wszystko, padłem ofiarą klątwy, przez którą nigdy nie zdobędę tego, czego tak naprawdę pragnę'' On naprawdę miał wszystko, poza miłością. To ona jedna musiała leżeć poza jego zasięgiem. Tetsuya nie patrzył na niego jak na mężczyznę... przynajmniej nie jak na potencjalnego kochanka. Dla niego Akashi był kimś w rodzaju opiekuna, najbliższego przyjaciela. Uprawiał z nim seks, bo to mu przynosiło ulgę. Ale jego pożądanie go nie obejmowało, powiedzmy, że Akashi był w takim friendzone xD Co do zakończenia z uśmiechem nad trumną... Nie taki był mój zamysł. ,,Mówi się, że każdy pokochany przez tego młodzieńca książę zostanie przeklęty i spotka go śmierć.'' Przeczytaj porządnie to zdanie. Ilu książąt spotkał na swojej drodze? Dla mnie ten tulipan był symbolem, że on zrozumiał. Że przez cały ten czas to inni byli substytutem, a Tetsuya nie wiedział co zastępują. Poszukiwał Seijuurou, i zrozumiał to, gdy go zabił. Że tak naprawdę odkąd się poznali kochał tylko jego. Uśmiechał się, bo zrozumiał. Nie wiem, czy wierzył w lepszy jutro. Moim zdaniem on nie będzie już dalej szukał. Był więźniem pożądania, jednak gdy okowy opadły, wyjdzie z klatki, nie zamknie się w niej na nowo. Rozprostuje skrzydła i zacznie lśnić.
UsuńCieszę się, że ci się podobało :D Co do vokaloidów, mają naprawdę genialne teksty, i dlatego gotowam nosić piniakorin na rękach, że mi je tłumaczy. Co do tekstów zaś... Na tym blogu są możesz na palcach jednej ręki policzyć teksty, które nie są przełożeniem mojej interpretacji piosenki/nie są zainspirowane piosenką. Naprawdę. Vokaloidy to cudowne źródło historii do shotów, na niektórych nawet opowiadania opieram *te, które ujrzycie jak skończę Tema*
Proszę bardzo, moja dobra duszo. Jeśli ci się podobało, nie mam nic więcej do dodania ;D *łapie wenę* Masz, Murcielago, udław się tym, idę grać w Ib xD
Wysłane przez złe stworzenie co się wylało powyżej, zostawia nereczkę i powróci niebawem, by się wyspermić c:
OdpowiedzUsuńŁoh.
Usuń.
.
.
Yazu istoto nieczysta, w parze z stworzeniem u góry, niszycie mą niechęć do AkaKuro. Ba! Do samego Kuroko.
Ten shot. Ten niepokojący w treści, malowany w wolna szkarłatem, elektryzujący shot, do którego przez paring z początku podeszłam sceptycznie... Dlaczego był tak niesamowity? Dlaczego mnie ujął?
Właśnie. Dlaczego? Shot z paringiem za którym nie przepadam, szybka akcja pozbawiona monstrualnych opisów, które pokochałam, niekiedy przedziwna mieszanka języka potocznego i wyrafinowanego (objawiająca się niekiedy w dialogach. nie zrozum mnie proszę źle, miejscami mnie to raziło, ale to ja, więc uwagi nie zwracaj)... A tak... Niemożliwy.
Pozornie prosty, nieskomplikowany o jasnej symbolice, a tak naprawdę osnuty kokonem głębokiej tajemnicy. Wiesz, że Akashi ma jakiś sekret, że jego podejście do Kuroko i zachowanie w obliczu jego rozpaczy jest co najmniej niepokojące i niesie za sobą połowiczną odpowiedź. Czujesz, że odczuwa pewną satysfakcję(?) , gdy widzi Tetsuyę przy mogile, pogrążonego w smutku, a ten tulipan nie jest tylko tulipanem, lecz tą podpowiedzią z twojej strony. Otwartą odpowiedzią na pytanie: "skąd Akashi wie o zainteresowaniu błękitnowłosego kwiatami?" Przynajmniej było tak w moim przypadku.
Skrzypce... No tak... One. Najpiękniejszy instrument świata, a przez ciebie nabrałam ochoty by słuchać Czterech Pór Roku Vivaldiego.
I ta końcówka. Gwałt *ślini się i turka zdziczałe, więc obejdź niebożątko* i ta osnuta bolesną prawdą psychoza.
Nóż... Jak piękne narzędzie zbrodni. Górujące nad pospolitym i prostym konaniem od prochu czy kuli. Śliczne. Prosto, ale dobitnie. Najbardziej:
„Choć raz, tylko raz chciałem zdobyć to, czego naprawdę pragnąłem. Zamiast tego patrzyłem pustym wzrokiem jak okaleczony, skrzywdzony chłopak z gniewem, wręcz furią w oczach bierze do ręki podany przeze mnie sztylet.
- Kocham cię - wyszeptałem, by sekundę później cały świat zatopił się w szkarłatnej nicości”
Słowo „okaleczony” do mnie przemówiło. Dziwne... Pokazało także jego cierpienie z powodu rzekomej klątwy. Został zraniony przez Seijuurou nie tylko na ciele, ale i na duszy, mniemaniu o sobie.
Ale mnie zmasakował ostatni akapit i czuję potrzebę go tu umieścić, mimo iż wiesz który to.
„ Na placu w mieście wystawiono ozdobną trumnę. Klęczał przy niej uśmiechnięty, radosny młodzieniec. Mówi się, że każdy pokochany przez tego młodzieńca książę zostanie przeklęty i spotka go śmierć. Na wieku trumny spoczywał samotny tulipan o płatkach w barwie krwi.»”
Magia.
Lubię smakować zmysłami piękne rzeczy, cytując, to tak jakbym mówiła, a mój głos odbijałyby ściany, tak jak odbijają się echem wszystkie legendy. Bo ta historia niewątpliwie mi podchodzi pod legędę. Może nie w wykonaniu (bo pierwszoosobowo) ale na pewno w tej mangi i echu, które posiadają legendy.
C. U. D. O
A teraz jeszcze sprawy czysto techniczne, nie bierz ich do serca, bo to tylko mohe prywatne uwagi, często bardzo nie obiektywne.
Za szybko - dodanie dynamiki histori, świetnie, ale tutaj troszkę za bardzo. Mój kubusiowy móżdżek musiał się za bardzo skupiać na wydarzeniach, by się nie zgubić. Początek - gdy dopiero wpadasz w trans czytania - mógłby być nieco spokojniejszy, a potem to już nie ma znaczenia bo ćpasz akapity.
No i ta meszanka dezorientująca napomknięta w nawiasie gdzieś powyżej. Mnie trochę wybiajała.
Ale nie przejmuj się moimi uwagami, bo to tylko wylanie tego co mnie ugryzło przy czytaniu - mnie jako indywidualnego czytelnika.
Ogółem shot...
Magiczny. Niepokojący. Narkotyzujący, mam lekki zamrocz.
Liczę na o wiele więcej tego typu tekstów.
Weny ~
Ps. Podziwiam pisanoe na podstawie piosenek, tym bardziej Vocaloidów.
Co do mieszanki z językiem potocznym... Nie umiem temu zapobiec. Piszę to, co mówię, i niestety jak mówię. Staram się nie używać mowy potocznej, ale nie potrafię, po prostu z automatu wchodzi. Tak więc przepraszam. Co do akcji... Może i jest pospieszna, ale nie potrafiłabym napisać jej inaczej. Ja naprawdę nie umiem pisać tym shipem, mimo iż go kocham i postanowiłam nie wybrzydzać i pisać co wen każe.
UsuńNawet nie wiesz, jak się ucieszyłam czytając twój komentarz ;///////; Aż zapomniałam, że robię sobie śniadanie i zastygłam w pół smarowania kanapki. W wielu momentach starałam się zwrócić waszą uwagę na drobne szczególiki, które dostrzegałyście obie (przynajmniej większość z nich). Co do skrzypiec, ja znam jakieś utwory, ale nigdy nie znam ich nazw. I takie ,,znam to, lubię to, nie wiem jak się nazywa'' xD
W całej piosence właśnie te ostatnie dwie linijki tekstu połączone z obrazem najbardziej na mnie podziałały. Nie dziwię ci się, że ten akurat akapit ci przypadł do gustu.
Myślałam długo nad narracją. I kiedy tak myślałam, nagle zaczęłam pisać w pierwszoosobówce i tak zostało. Przykro mi, że zepsuło ,,legendarny'' nastrój ;P
Pisanie na podstawie vokaloidów jest prostsze niż tworzenie własnej historii, choć zawsze mam wyrzuty sumienia że tak właściwie pod własnym szyldem sprzedaję cudzy towar. Ale starałam się umieścić jakieś zmiany i rozwinięcia, więc chyba nie jest tak źle xD
Co do tekstów, raczej nie licz. Nie jestem taką pisarką jak Clair, budowanie napięcia czy narkotyzujące shoty to nie w moją stronę...
Jak zaczęłam czytać to sobie myślałam 'klątwa, która zabija kochanków? Serio?', ale szybko zwyzywałam mózg, że za wolno działa (to pewnie wina tego, że chciałam skończyć drugą część Cierni przed wyjazdem i mi go wyżarło, no ale misja została zakończona sukcesem! xd), bo przecież ty byś tego nie zrobiła, za tym musi się kryć coś więcej.
OdpowiedzUsuńAkcja leciała bardzo szybko, jednak nie jest to napisane bardzo dobrze, więc nie przeszkadzało mi to. W ogóle cały ten shot jest z rodzaju takich, od których nie potrafię się ani na moment oderwać (herbata mi przez ciebie wystygła, małpo xD). Nie bardzo potrafię wytłumaczyć dlaczego, no po prostu wiedz, że ci się udało xd
Cholernie mi się podobało, że Kuroko za każdym razem wracał do Akasha. Z początku w ten sposób próbował się pozbyć cierpienia, lecz z czasem nieświadomie coś do niego poczuł, z czego zdaje sobie sprawę zbyt późno. No piękne po prostu, tyle cierpienia, nieszczęśliwe zakończenie, no i w ogóle ta końcówka... *wpatruje się w monitor z psychopatycznym uśmiechem* Ten gwałt, to był dobry gwałt, dobrze opisany i w ogóle *naćpała się bardzo*. Miałam tu się jeszcze pozachwycać, poopisywać moje reakcje na poszczególne fragmenty, aleee taa końcóówkaa... asolfnndbjkcf *mózg spierdolił i nie chce wracać*
Weny~ *nadal szczerzy się do ekranu*
Oj oj oj, biedna herbata i biedna Judyta xDD Cieszę się, że dostrzegłaś gwałt, miałam ochotę napisać go trochę dosadniej, ale już udawajmy, że resztki normalności nadal żyją xDD Mnie po prostu ta piosenka rzuciła na kolana. W skocznym, radosnym rytmie z zajebistym tekstem... No i jak Clair zażyczyła sobie AkaKuro to mi od razu podpasowała xD *ukłon* Skoro się podobało nie mam nic do dodania~
UsuńOw, ow, teraz się się trochę ogarnęłam i przypomniała mi się jedna rzecz (zawsze coś xd), a mianowicie, że kiedy Akash grał na skrzypcach, to w głowie mi grała ta melodia: https://www.youtube.com/watch?v=lrF814OnFQ4
UsuńAle tak dokładnie to wykonanie, bo słuchałam różnych na skrzypce, ale to mnie całkowicie oczarowało i może nie pasuje zupełnie do opisu tego, co on grał dla Tetsu, ale mnie to tam i tak bardzo pasuje.
Mogę umrzeć.
OdpowiedzUsuńI Yazu...
Ja tu cały czas widziałem moje nowe otp.
BOŻE, JAKIE TO PIĘKNE!
Dobrze wiedzieć, że spędziłam tyle czasu nad poskramianiem AkaKuro, żebyś ty tu widział Noiza i Aobę! Jesteś złym stworzeniem. Ale dopsze, że się podobało. <3
UsuńNa sam koniec się popłakałam...
OdpowiedzUsuńTo... To takie piękne i smutne T_T
Polecam piosenki vokaloidów, zwłaszcza duety Rin i Lena Kagamine. To specjaliści od dramatów. Cieszę się, że się podobało ;D
Usuń