sobota, 16 kwietnia 2016

Pianista

W ciepłym słońcu Barcelony, w progu zakurzonej księgarni siedział szarowłosy chłopak. Księgarnia ta należała do jego ojca i posiadała w zbiorze książki, których nie było w żadnej innej księgarni. Jego ojciec, Hibiya, był prawdziwym mistrzem w zdobywaniu białych kruków, a jednak nie cieszyli się szeroką klientelą. Ich księgarnia nie była ani bogata, ani biedna - starczało im na życie, ale ledwo. Chihiro dorastał wśród książek. Żył i oddychał grubymi, zakurzonymi tomiszczami, które pojawiały się na półkach i znikały, czy to w rękach klienta, czy odłożone na magazyn by poczekały na lepsze czasy. Tego dnia Chihiro nie miał żadnych zleceń do rozniesienia. W okresie letnim rzadko kto kupował w ich księgarni, i tylko stali klienci zaglądali by zamówić czy odebrać dzieła. Z tej okazji młody chłopak siedział w progu i z lubością oddawał się lekturze.
- Chihiro, pamiętasz że dzisiaj przyjdzie pan Burre? - dobiegł go głos ojca dochodzący z zaplecza.
- Tak, pamiętam. Do tego czasu mamy jeszcze trochę czasu. Poza tym on przychodzi do ciebie, ojcze.
- Doskonale wiesz, że interesuje się również twoją przyszłością. Z resztą zawsze odnajdujecie wspólny język w kwestii dzieł.
To akurat była prawda, więc Chihiro nie kontynuował dyskusji. Westchnął cicho i włożył zakładkę w książkę. I to by było na tyle jeśli chodzi o spokojne czytanie. Pan Burre to stały klient ich księgarni i jeden z najbardziej znanych kolekcjonerów literatury w całej Hiszpanii. Jest również arystokratą, który niemałe pieniądze zainwestował w ich księgarnię oraz przyjacielem jego ojca. Na każdą jego wizytę szarowłosy zobowiązany był streścić mu ostatnio przeczytaną książkę oraz opisać, dlaczego warto sięgnąć po ten tytuł. Wstał z progu i odłożył książkę w bezpieczne miejsce, gdzie na pewno nie ulegnie sprzedaniu. Gdy odwrócił się w stronę ulicy i przeciągnął, przesunął wzrokiem po ulicy. Nie znajdowali się w centrum miasta, ale niedaleko, niestety z racji wysokiej temperatury ruch uliczny był bliski zeru. Gdy tak układał w głowie plan swojego przemówienia ojciec przyniósł mu szklankę wody z cytryną. Chłopak skinął głową w podzięce i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności. Nie wiedział ile konkretnie czasu minęło, jednak w końcu jego uwagę przykuły kształty na skraju ulicy, które szły w ich kierunku. W jednym z nich rozpoznał pana Burre, w letniej wersji jego garnituru, ale nie potrafił powiedzieć kto mu towarzyszy. Im bliżej podchodzili, tym mocniej się nad tym zastanawiał, gdyż osoba towarzysząca była od stóp do głów ubrana w biel i błękit. Nad jej głową majaczyła biała parasolka chroniąca przed słońcem. W końcu podeszli na tyle blisko że ujrzał smukłe stworzenie, którego płci nie potrafił rozpoznać. Widział tylko białe jak śnieg oczy, błękitne kosmyki, zwiewną białą bluzkę i jasnoniebieskie spodnie.
- Witam pana, panie Burre. Kimże jesteś? - zwrócił się do przedziwnego stworzenia Hibiya.
- Witam. Jestem Tetsuya, siostrzeniec pana Burre.
- Haha, jaki szybki! Wejdźmy do środka, albo się spalisz, drogie dziecko. Hiszpańskie słońce nie ma litości dla śnieżynek takich jak ty!
W księgarni nie było chłodniej, jednak gdy przeszli przez nią i weszli na piętro, do mieszkania rodziny Mayuzumi momentalnie było przyjemniej. Ojciec Chihiro zaserwował gościom zimne napoje i usiedli w salonie. Chihiro skończył zamykać drzwi do księgarni i dołączył do reszty.
- A więc... jesteś siostrzeńcem pana Burre, tak? - zapytał uprzejmie Hibiya, patrząc na niebieskowłosego.
- Mówiłem wam, że mam japońską rodzinę, prawda? - wtrącił pan Burre, nim Tetsuya otworzył usta - Otóż okazuje się że ten młodzieniec, z wyjątkowym talentem do pianina objechał już kawał świata w celu nauki, a teraz zawitał tu, do Barcelony! Naturalnie przyjąłem go pod swoje skrzydła, nawet wykupiłem mu lekcje u najlepszego nauczyciela w mieście.
- Czemu ktoś z pańskim talentem wciąż zmienia nauczycieli? Żaden nie był odpowiedni?
- Pragnę pozbierać jak najwięcej doświadczeń i zwiedzić świat. Poza tym wujek przesadza, to nie do końca instruktor. Bardziej pomoc przy graniu, gdyż sam sobie nut nie przeczytam.
Chihiro ugryzł się w język. No cóż, chłopak sam odpowiedział na pytanie.
- To doprawdy niespotykane, by ktoś z taką dysfunkcją osiągnął tak wiele. Jestem pełen podziwu - głos ojca Chihiro był pełen szczerości.
- A żebyś ty słyszał, jak on gra! Jakby go jakiś anioł natchnął! Jest prawdziwą osłodą moich smutnych dni wypełnionych zakurzonymi stronicami.
- Nie wierzę ci, żeś smutny wśród książek, mój druhu.
- Masz mnie, haha.
Dorośli kontynuowali pogawędkę, podczas gdy Chihiro rzucał nieśmiałe spojrzenia na Tetsuyę. Obojętna twarz i mlecznobiałe, mętne oczy sprawiały, że wyglądał krucho i delikatnie. Jak porcelanowa lalka, która przy mocniejszym uderzeniu pęknie na tysiąc kawałków i straci całe swoje piękno. Jednocześnie coś w ostrożnych, niepewnych ruchach nadawało mu gracji i elegancji, jakiej nie widział u żadnej, nawet najdostojniejszej panny z wyższej klasy. Gdyby miał dłuższe włosy, można by go spokojnie wziąć za kobietę. Coś w jego aurze sygnalizowało niepokój, gdy powoli przesuwał palcami tuż nad blatem stołu. Domyślając się intencji chłopaka Chihiro delikatnie ujął jego dłoń i powiódł ją do szklanki z napojem. Jednocześnie wyczuł, że dłoń Tetsuyi jest zaskakująco zimna, zupełnie jakby była niewrażliwa na skwarną pogodę.
- Dziękuję - powiedział cicho błękitnowłosy i uśmiechnął się łagodnie.
Chihiro zaniemówił na chwilę, jednak szybko przypomniał sobie jak się oddycha. Gdy patrzył jak zaczarowany jak blade wargi dotykają szkła szklanki, głos pana Burre przywrócił go do rzeczywistości.
- A zatem chłopcze, jaką książkę dla mnie przygotowałeś?
Chihiro odwrócił wzrok od chłopaka i spojrzał na pytającego. Przypomniał sobie swoją przygotowaną przemowę i wstał.
- Ostatnio czytałem książkę pod tytułem Przedksiężycowi. Jest ona osadzona w dalekiej przyszłości a jednocześnie łączy w sobie elementy klasycznej fantastyki.
Szybko zerknął na Tetsuyę jakby chciał się upewnić, że ten słucha, po czym kontynuował opowieść. W kilku zdaniach streścił fabułę trylogii, przeanalizował postać głównego bohatera i podsumował słowami, że w sumie podobała mu się ta pozycja i jest warta uwagi, jeśli ktoś nie ma co czytać popołudniu.
- Nie wysiliłeś się, mój drogi. Jeśli masz odziedziczyć tę perłę wśród bibliotek Barcelony będziesz potrzebował lepszego gustu w kwestii doboru tytułów - stwierdził z cierpką miną pan Burre.
- A mnie zaciekawiło. Choć osobiście wolę literaturę historyczną, tego rodzaju mieszanka mogłaby być ciekawa - stwierdził z uśmiechem błękitnowłosy.
Chihiro i jego ojciec wymienili zdziwione spojrzenia jednak nie odezwali się ani słowem.
- Wiecznie prosi moje służące żeby mu czytały - machnął ręką pan Burre, widząc ich zakłopotanie - Nie żeby miały coś przeciwko. Ale potem znajduję niesprzątnięte pokoje, uschnięte kwiaty i nieugotowany obiad.
- Wybacz, wujku.
Łagodny uśmiech na bladej twarzy wydawał się być jaśniejszy niż słońce. Chihiro nie potrafił oderwać wzroku od dziwnej istoty. Dopiero kiedy poczuł na sobie znaczące spojrzenie starszego z gości odwrócił wzrok, próbując ukryć ślad rumieńca na policzkach.
- W okresie letnim chyba nie masz za wiele do roboty, prawda, Chihiro? - nagle zaczął pan Burre.
- Nie, proszę pana. Tylko roznoszę paczki z zamówionymi książkami i pomagam w księgarni.
- Czyli spokojnie wygospodarujesz trochę czasu wolnego, prawda?
Nie wiedząc, do czego mężczyzna zmierza, Chihiro niepewnie kiwnął głową.
- A zatem proszę cię, żebyś jutro znalazł dla mnie czas, między godziną trzynastą a szesnastą, i przyniósł mi tom powieści, którą uznasz za interesującą. Najlepiej coś z fantastyki albo historyczną.
Chłopak skinął głową a pan Burre uśmiechnął się w odpowiedzi. Wtedy zerknął na bladego chłopaka. Gładził kciukiem mokrą szklankę i zdawał się być zamyślony. Chihiro szybko odwrócił wzrok, nie chcąc dać się porwać. Goście posiedzieli jeszcze trochę, jednak wkrótce pan Burre zmartwił się zdrowiem Tetsuyi, który źle znosi upały, więc odeszli i wrócili do siebie. Szarowłosy patrzył na plecy oddalających się, a zwłaszcza na pewne ubrane w zwiewną białą bluzkę. Parasolka zasłaniała ich część, jednak wciąż nie mógł oderwać wzroku. Wtedy, jakby go wyczuł, Tetsuya odwrócił się i ciepło uśmiechnął. Serce Chihiro zabiło szybciej, jakby nagle poraził go piorun. Nawet gdy już nie było ich widać wciąż stał, a jego umysł bez przerwy odtwarzał uśmiech, który został mu podarowany.
- Chłopcze, usmażysz się na tym słońcu - dobiegł go głos ojca.
- Mhm...
- Chcesz jakąś kolację?
- Nie...
- Pamiętaj żeby znaleźć tą książkę.
- Tak...
Po tych słowach Hibiya zostawił go w spokoju. Po chwili Chihiro oprzytomniał i faktycznie usunął się ze słońca. Wszedł do budynku chwiejnym krokiem, nie do końca ogarniając rzeczywistość dookoła siebie. Znaleźć książkę. Książkę. Ciekawą książkę. Z fantastyki albo historyczną. Ale przecież... pan Burre nie czyta takich... Nagle prawda uderzyła w niego z całej siły.
- Szybko się domyśliłeś - mruknął jego ojciec - Wybierz taką, która na pewno się mu spodoba.
Serce w piersi Chihiro o mało się nie zatrzymało. Czuł dreszcz ekscytacji połączony z nerwami. Znajdzie książkę idealną. Natychmiast ruszył pomiędzy półki.

Następnego dnia zmęczony po nieprzespanej nocy, ale i podekscytowany szedł w stronę kolejki, która zawiezie go do dzielnicy gdzie mieści się dom pana Burre. Jako arystokrata posiada pokaźną posiadłość w sercu Barcelony. Chihiro był tam kilka razy, jednak zawsze zadziwiał go rozmiar budowli. Po około trzydziestominutowej przejażdżce wysiadł rzut beretem od bramy wejściowej. Portier został uprzedzony o jego wizycie, więc bez problemu dostał się do środka. Po krótkiej drodze przez dziedziniec przywitał go przyjemny chłód klimatyzowanych pomieszczeń. Zgodnie z instrukcjami najpierw udał się do biblioteki, w której mieścił się również gabinet pana Burre.
- Już jesteś, chłopcze? Szybko przyszedłeś. Co takiego wybrałeś? - pan Burre przywitał go uśmiechem.
- Cień wiatru...
- Oh, znam tę książkę. Jestem pewien, że Tetsuyi się spodoba. Aktualnie ma lekcje, ale za jakieś pół godziny powinien być wolny.
- ...Rozumiem, że chce pan, żebym dla niego czytał zamiast służby?
- Tak będzie najlepiej - pan Burre mrugnął porozumiewawczo - Obaj na tym skorzystacie. W międzyczasie myślę, że będzie zadowolony z dodatkowej widowni.
Chihiro odwrócił wzrok chcąc ukryć zażenowanie. Aż tak bardzo po nim widać?
- P-Pójdę już - mruknął szybko i ulotnił się z pokoju.
Zza zamkniętych drzwi usłyszał serdeczny śmiech mężczyzny, jednak przełknął zawstydzenie własną reakcją i ruszył w stronę salonu.
- ...czyli zgodnie z nutami powinienem grać na dwa takty? - usłyszał gdy zbliżył się do pomieszczenia.
- Tak, ale własna interpretacja zawsze nadaje smaku. Jako ktoś, kto nie widzi, musisz polegać na zmyśle słuchu. Twój instynkt pianisty podpowiada ci, że na cztery byłoby lepiej, prawda? - drugi głos był mu nieznany.
Gdy uchylił drzwi przed oczami stanął mu obraz wyprostowanej sylwetki błękitnowłosego siedzącego przy fortepianie. Miał na sobie bluzkę na ramiączkach, która odsłaniała szczupłe ramiona. Na głowie miał słomkowy kapelusz z niebieską wstążką. Jego długie, smukłe palce spoczywały na klawiszach instrumentu. Nad nim pochylał się czerwonowłosy mężczyzna, który jak na gust Chihiro stał stanowczo zbyt blisko. Trzymał przed dwukolorowymi oczami nuty, na które patrzył zniesmaczony.
- Kto przyszedł? - zapytał Tetsuya, nie odwracając głowy.
- Nie mam pojęcia. Kim jesteś? - zwróciła się do Chihiro nieznana osoba.
- Mayuzumi Chihiro. Zgodnie z życzeniem pańskiego wujka przyszedłem z książką.
- Oh - głos chłopaka momentalnie zmiękł - Witaj. Zechcesz usiąść i posłuchać?
- Dlatego tutaj jestem.
Chihiro rzucił jeszcze spojrzenie na czerwonowłosego.
- Ja jestem Akashi Seijuurou. Instruktor i pomocnik Tetsuyi.
- Miło pana poznać - szybko rzucił uprzejmą formułkę po czym usadowił się na kanapie.
- Możemy kontynuować? - zwrócił się do Akashiego blady chłopak.
- Oczywiście.
Po chwili rozmowy, z której Chihiro niewiele zrozumiał, rozbrzmiały pierwsze nuty utworu, który grał Tetsuya. Łagodna, cicha melodia dźwięczała nieśmiało w powietrzu, jak miękkie płatki śniegu wirujące w tańcu. Ich krok był niepewny, unikały gorącego powietrza, ale sama muzyka przynosiła nadspodziewaną ochłodę dla umysłu. Jakby przeniosła Chihiro w zimową krainę wśród słońca upalnego lata. Chociaż klimatyzacja w pomieszczeniu dawała dużą ulgę w porównaniu z temperaturą na zewnątrz, podmuchy wiatru przynoszone przez otwarty taras przypominały szarowłosemu o suchej, palącej atmosferze. Tak się wsłuchał w piękny utwór, że ani się spostrzegł a lekcja dobiegła końca i Akashi pożegnał się cicho z Tetsuyą. Zostali sami w jednym pomieszczeniu. Chihiro denerwował się, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Wtedy z instrumentu wydobyło się kilka losowych dźwięków, gdy błękitnowłosy uderzył w przypadkowe klawisze. Zwróciwszy na siebie uwagę szarowłosego uśmiechnął się szeroko.
- A więc, jaką książkę dla mnie wybrałeś?
- Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafona. Opowiada o...
Tetsuya powstrzymał go dłonią.
- Chodźmy na taras. Pomożesz mi?
Sięgnął ręką w stronę Chihiro. Nagle czując słabość w nogach ledwo wstał i podszedł do bladego chłopaka. Ujął jego dłoń i powoli pociągnął w stronę otwartego tarasu. Palące powietrze uderzyło go w policzki, jednak mimo to wyszedł na zewnątrz. Podeszli do krytej huśtawki, która stała tuż pod balustradą, tyłem do słońca i ulicy. Mimo osłony przed promieniami nadal było z niej widać ruch na dworze.
- Na pewno? - zapytał Chihiro, usiłując ukryć zmartwienie w głosie.
- W Anglii, gdzie mieszkałem przez kilka ostatnich lat, rzadko jest ciepło. Brakowało mi słońca i pięknej pogody. Poza tym lubię słuchać ludzi na ulicy. Czyż nie jest przyjemniej tutaj, aniżeli w tym sztywnym salonie?
Tetsuya podciągnął nogi do góry i usiadł przodem do Chihiro. Chociaż jego białe oczy na nic nie patrzyły, ciepły uśmiech był przeznaczony tylko dla niego.
- Mam... zacząć czytać?
- A nie lepiej najpierw porozmawiać?
O czym mieliby rozmawiać? Chihiro gorączkowo szukał w głowie tematów, które nie były związane z książkami i mogły zainteresować młodego panicza z dobrego domu. Jakby wyczuwając jego zdenerwowanie Tetsuya zaśmiał się perliście.
- Nie masz żadnych pytań? Nie jesteś ciekaw, jak to jest żyć w takim wielkim domu? Albo jak było w Anglii? A może opowiesz mi o sobie? - zasugerował błękitnowłosy.
W głowie Chihiro zrobiło się czarno. Kompletnie nie wiedział, gdzie uciekły wszystkie jego myśli. Dopiero po dłuższej chwili robienia rybki odpowiedział.
- Hmm... I-Ile masz lat? - zapytał nieśmiało, uznając że to chyba najbezpieczniejszy temat.
- 23.
To był cios w serce Chihiro. Jako piętnastolatek musi wyglądać w jego oczach jak dziecko.
- To może teraz ja. Od dawna mieszkacie w Barcelonie?
- Urodziłem się tutaj. Mój ojciec przyjechał tu z matką wiele lat temu do dziadka, ale nie wiem dokładnie kiedy. Wiem za to, że dziadek i jego poprzednicy mieszkali tu od bardzo dawna.
- Japończycy z dziada pradziada mieszkający w Hiszpanii... Ciekawe - zaśmiał się błękitnowłosy - Czyli nigdy nie byłeś w Japonii.
- A ty byłeś?
- Urodziłem się tam, ale pamiętam tylko fortepian mojego ojca i ogród, w którym hodowaliśmy rybki w stawie. Matka powiedziała mi, że są pomarańczowe i bardzo ładne. Lubiłem je karmić. Potem niestety wyjechałem do Chin, stamtąd do Francji, następnie do Anglii, a teraz jestem tu.
- Zwiedziłeś wiele krajów...
- Ciężko powiedzieć że zwiedziłem. Bardziej... mieszkałem w dworkach ze służbą i grałem na fortepianie. Z miastami miałem styczność jedynie z balkonu.
- To trochę... smutne.
- I stąd zrodziła się moja miłość do książek. Czy istnieje lepszy sposób by poznać to, czego się nie widziało, aniżeli przeczytać o tym? Lub też, jak w moim przypadku, posłuchać?
- Zgadzam się z tobą. Książki są wspaniałe.
Napięcie w piersi Chihiro zelżało. Strasznie bał się, że nie odnajdą żadnych wspólnych tematów, jednak rozmowa z Tetsuyą okazała się być łatwa i bardzo przyjemna. Starszy chłopak nie szczędził opisów miejsc, które odwiedził, ludzi z którymi rozmawiał, jednak najwięcej mówił o książkach. Chihiro aż poszedł po kartkę i pióro, by zapisać wszystkie tytuły, które błękitnowłosy mu podawał. Służba przynosiła im chłodne napoje, jednak szarowłosy nie zwracał uwagi na temperaturę, pochłonięty bladą osobą. Sposób, w jaki jego usta poruszały się podczas mówienia. Biała skóra, po której nie spływał pot mimo upału. Dłonie, którymi z gracją gestykulował, wspomagając się w czasie opisu.
- Ahh... Patrz, minęły już dwie godziny, a my nawet nie otworzyliśmy książki. Czy byłoby dla ciebie problemem przyjść również jutro? - zapytał w końcu Tetsuya.
Chihiro zamrugał zdziwiony. Nawet nie wiedział, że minęło tyle czasu.
- Naturalnie że nie. Przyjdę też jutro, i pojutrze jeśli będzie trzeba. W końcu trzy godziny nie wystarczą na przeczytanie całości...
- Fufu, masz rację. Zatem będę wyczekiwał cię z niecierpliwością - po raz kolejny obdarzył Chihiro uśmiechem.
Szarowłosy chyba nigdy nie przywyknie do tego uczucia.

Nie do końca wiedział, jak znalazł się w domu. Ostatnie co zapamiętał to widok Tetsuyi machającego mu na pożegnanie a potem już stał w progu księgarni i tępo wpatrywał się w drzwi, jakby miały się otworzyć pod wpływem jego woli.
- I jak, spodobała mu się książka? - zagadał Hibiya, gdy Chihiro w końcu dostał się do środka.
- ...Nawet jej nie otworzyliśmy.
Mężczyzna nie skomentował, po chwili jednak przyjrzał się twarzy chłopaka.
- Zgaduję, że jutro też idziesz?
- Taki miałem zamiar. Nie mogę? - w sumie to nie zapytał ojca o zgodę.
- Możesz. Uprzedzę cię, jeśli będę cię potrzebował.
Chihiro spojrzał z wdzięcznością na ojca, po czym ruszył w stronę łazienki. Całe popołudnie przesiedział na dworze, otoczony upałem. Czas wziąć prysznic. Jednak nawet ciepława woda nie była w stanie go wybudzić. Po zakręceniu kurka stał w kabinie i ociekał wodą. Przed oczami jak film przewijało mu się to popołudnie. Czuł się jak we śnie. Tetsuya to prawdziwie magiczna istota, piękny jak śnieżnobiały łabędź. Ciekawe, jak by wyglądał w szacie z piór. Gdy wreszcie wytarł się z wody czekały na niego dwa kartony książek do wstawienia na półki, ale była to mała cena za czas spędzony z błękitnowłosym.
- A jutro znów tam pójdę... - sama myśl tak go ucieszyła, że uśmiechnął się sam do siebie.
W nocy leżał w łóżku i przewracał się z boku na bok. Był zbyt podekscytowany by zasnąć, dlatego nad ranem był ledwo żywy, po gdzieś dwóch godzinach snu. Popołudniu znów był z Tetsuyą i znów nie udało im się otworzyć książki. Zamiast tego niebieskowłosy grał improwizacje, które porywały Chihiro gdzieś daleko, do krain których zapewne nigdy nie ujrzy. Towarzyszył im również pan Burre, który wsłuchiwał się w muzykę i przysypiał.
Tak zaczęły mijać dni. Gdy po tygodniu w końcu zaczęli czytać książkę, okazała się być tak wciągająca dla Tetsuyi że skończyli następnego dnia. Chihiro bał się, że z tą chwilą skończą się również jego wizyty, jednak Tetsuya z uśmiechem powiadomił go, że z pomocą wuja wybrał całą stertę książek do przeczytania. Ustaliła się rutyna ich spotkań. Chihiro przychodził pod koniec lekcji z Akashim, który zawsze patrzył na niego niechętnym wzrokiem. Słuchał przez chwilę gry, następnie czerwonowłosy wychodził, a oni przechodzili do rozmowy lub czytania, zależnie od nastroju Tetsuyi. Zachęcany przez niebieskowłosego chłopak opowiadał mu różne historie ze swojego życia. Na początku bał się, że mówi za dużo i zanudza drugą osobę, jednak ten nie wyglądał na zniechęconego. Co więcej, Chihiro był wiele bliżej niego niż się spodziewał. Tetsuya traktował go jak równego sobie. Szarowłosy stracił rachubę ile razy zatracił się i niemal mruczał, gdy błękitnowłosy czochrał jego włosy, dotykał policzka albo nagle chwytał za rękę. Jego serce stawało przy każdym kontakcie między nimi. Zwracał też uwagę na wszystkie jego gesty. Na wodę, która wypływała mu z kącika warg podczas picia. Perfekcyjną skórę, idealne, długie palce. Włosy, które sprawiały wrażenie bardzo miękkich. Nawet mlecznobiałe oczy uważał za nadzwyczaj piękne. Nie mógł spać w nocy ani jeść za dnia. Obowiązki wykonywał szybko i niedbale, myśląc tylko o swoim bożku ubranym w biały jedwab. Tak minął pierwszy miesiąc wakacji.
W drugim przyszły ochłodzenie. Dni przestały być tak parne, a nad Barceloną przemykały chmury. Choć wciąż było ciepło, słońce nie paliło ich skóry aż tak mocno, a przelotne opady ciepłego deszczu przynosiły ostudzenie również emocjom. Po tym niedługim, a tak długim czasie Chihiro czuł, jak Tetsuya powoli staje się najważniejszą istotą w jego życiu. Jak jego muzyka i uśmiech przynoszą mu życie niczym krople wody odżywiają rośliny. Byli sobie coraz bliżsi. Tetsuya nazywał go swoim najdroższym przyjacielem, a szarowłosy nie mógł marzyć o niczym innym. Chciał pozostał przy boku Tetsuyi, chciał... go czcić. Mimo całego feworu jaki panował w jego umyśle, nie było w nim zbereźnych myśli. Tetsuya był jego aniołem, błękitnym posłańcem, czymś, co należy wynieść na piedestał. Gdyby znał język poezji, pisałby wiersze, gdyby potrafił śpiewać, zdarłby sobie gardło na serenady. Każdy dotyk, nawet muśnięcie dłoni był dla niego jak błogosławieństwo, czuł się wyróżniony. Wierzył, że tak będzie już zawsze. Nie, życzył sobie, by tak zostało.

Ostatni dzień wakacji zapadł w jego pamięci na zawsze. Był to ostatni z upalnych dni, po nich nastał już czysto deszczowy czas, kiedy cała woda w niebiosach postanowiła powrócić tam, skąd wyparowała. Nie mógł się doczekać chwili, gdy znów go ujrzy, a niebieskowłosy obdarzy go uśmiechem. Jednak został wcześniej uprzedzony, że będzie potrzebny w sklepie, więc czekał ze zniecierpliwieniem aż zrobi co ma zrobić i pójdzie.
- Czekamy dzisiaj na dostawę. Gdy już przeniesiemy ją do magazynu będziesz wolny - poinformował go Hibiya.
Tak więc Chihiro siedział jak na szpilkach i wypatrywał, czy samochód już jest. Niby do podanej godziny było jeszcze dużo czasu, ale on się spieszy! Nie mógłby przyjechać wcześniej? Gdy tak myślał ku jego zdziwieniu na końcu ulicy faktycznie zamajaczył samochód dostawczy ich księgarni. Hibiya zauważył jego reakcję i również tam spojrzał.
- To dziwne... - mruknął pod nosem mężczyzna, wzruszył ramionami i wyszedł zza lady.
Po krótkiej rozmowie z dostawcą, z której wynikało że po prostu potrzebuje dzisiaj wyjść wcześniej, tak więc przyspieszyli zamówienia mężczyźni odebrali swoje kartony z zamówionymi książkami. Ojciec Chihiro szybko sprawdził ich zawartość, złożył pokwitowanie i kierowca odjechał. W tym czasie Chihiro już zanosił sprawdzone pudełka na zaplecze, gdzie musiał je rozłożyć na odpowiednie sterty. Hibiya westchnął i zdecydował się pomóc chłopakowi, więc uporali się z tym nadspodziewanie szybko. Wkrótce więc szarowłosy był wolny. Potwierdził to jeszcze wzrokiem, ale jego ojciec tylko skinął głową, a chłopak wystrzelił jak z procy ze sklepu. Niby zapowiedział się na później ale najwyżej spędzi trochę więcej czasu czekając na zakończenie lekcji pianina. Zerknął na zegarek na ręce. Licząc że chwilę mu zajmie dojazd, trafi akurat na początek lekcji. Uśmiechnął się na samą myśl, że będzie miał dwie godziny na słuchanie gry Tetsuyi.
Kilkadziesiąt minut później skinął portierowi głową a ten odwzajemnił skinienie. Był tak częstym gościem, że miał wstęp wolny do budynku. Mijająca go służba witała go obojętnie, zajęta swoimi obowiązkami. On odpowiadał im, ale w głowie miał tylko jedno. Byle go jak najszybciej zobaczyć. W końcu po labiryncie korytarzy trafił do salonu. Spodziewał się ujrzeć znajomą dwójkę przy fortepianie, jednak pomieszczenie było puste. Zamrugał i rozejrzał się jeszcze raz, jednak nadal ich nie było. Podszedł do zawsze otwartego tarasu, jednak nie siedzieli również ani na huśtawce, ale na ławeczkach ustawionych w słońcu. Gdy zbliżył się do instrumentu jego uszu dobiegły dziwne dźwięki. Zdawały się dochodzić z pokoju na końcu salonu, do którego drzwi, choć zwykle zamknięte, tym razem były uchylone. Chihiro zmarszczył brwi, ale ruszył w stronę nieznajomego pokoju. Im bliżej podchodził tym bardziej czuł, że nie powinien tego robić, jednak jakaś siła go przyciągała w tym czarnym drewnie. Gdy stał na wyciągnięcie ręki od klamki zaczęło mu się kręcić w głowie, jednak nie potrafił się wycofać. Powoli otworzył skrzydło i wszedł do środka.
Na białej jak śnieg pościeli, w jasnym świetle słonecznym leżała splątana ze sobą dwójka. Jego umysł odmówił przetwarzania obrazów, które odczytywały jego oczy. Nagiej, spoconej skóry Tetsuyi. Zmierzwionych włosów, rozchylonych warg. Delikatnych ugryzień na szyi, które zapewne za godzinę czy dwie znikną. Bladych dłoni, chwytających się pleców Akashiego. Dwukolorowe tęczówki wpatrywały się w niego z rozbawieniem.
- Coś się stało? Czemu przestałeś? - wyszeptał Tetsuya, składając namiętny pocałunek na wargach czerwonowłosego.
- Nic się nie stało - odpowiedział mu Akashi i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności.
Z płomiennie czerwonych warg wydobywały się westchnienia, które dokładały tylko szoku dla zdezorientowanego chłopaka. W końcu trybiki zaczęły przeskakiwać w umyśle Chihiro i nim się zorientował wystrzelił z pokoju. Uciekał. Byle daleko od widoków, które wypaliły się w jego umyśle. Jego bóg, jego anioł, obiekt czci, natchnienie, sens życia... Przez cały ten czas? Nawet nie wiedział, że po jego twarzy płyną łzy. W pędzie minął pana Burre, który próbował go zatrzymać i wybiegł z posiadłości. Od tego momentu nie do końca wiedział, jak się dostał do domu ani jak jego ojciec zareagował. Przed oczami wciąż miał pot na białej skórze, palce uczepione pleców, w uszach dźwięczały mu westchnienia i ciche jęki. Jego pierwsza miłość okazała się być nie dostojnym łabędziem, a zwykłą kurwą która od samego początku się z nim bawiła.
***
Wiele lat później, gdy patrzył na swoją żonę Beatrice i małego synka przypomniał sobie dni, gdy Tetsuya wydawał mu się być bogiem. Teraz jednak, gdy wymizerniały mężczyzna siedział przed nim na fotelu, z szarą skórą która straciła blask, skostniałymi palcami które nie dotykały instrumentu od wielu lat nie potrafił zrozumieć, co widział w tej godnej pożałowania istocie.
- Kochałem cię - powiedział cicho, patrząc prosto w mlecznobiałe oczy.
- Wiem. Kochałem uczucie, którym mnie darzyłeś - odparł równie cicho Tetsuya.
- Gdy później odwiedził nas pan Burre dowiedziałem się prawdy. Nie podróżowałeś, tylko pozbywano się ciebie z powodu różnych skandali - obojętność w jego własnym głosie go zaskakiwała.
Nie potrafił powiedzieć, dlaczego zaprosił mężczyznę na herbatę. Jedyne co zostało z uczucia, które kiedyś tak w nim płonęło to litość.
- Zamiast nauczyć się na błędach, powielałem je. Chciałem, żeby mnie kochano.
- Mogłeś mnie wybrać. Podałbym ci świat do stóp.
- Żałuję tego. Odkąd cię straciłem, wszystko w moim życiu szło nie tak.
Chihiro upił herbaty z kubka. Myślał, że będzie chował urazę, jednak nie czuł złości.
- Co więc robisz w Barcelonie? Myślałem, że wyjechałeś do Ameryki występować.
- Gdyby wyszło, chyba bym tam został, czyż nie? - nerwowy śmiech mężczyzny wiele powiedział mu o tym, jak musiało wyglądać jego życie w zamorskim kraju.
- Pan Burre cię przyjął?
- Niechętnie. W sumie sam nie wiem, czego tu szukam... A raczej, wiem. Ale leży to poza moim zasięgiem.
Chihiro podświadomie wiedział, o czym Tetsuya mówi.
- Masz przepiękną żonę i wspaniałego synka. Pilnuj ich. Ja będę się zbierał.
Szarowłosy powstrzymał się od komentarza. Beatrice, która w idealnym momencie zjawiła się w pokoju odprowadziła Tetsuyę do drzwi.
- Kto to był? - zapytała w końcu, patrząc podejrzliwie na męża.
- Moja przeszłość. Ale jak to bywa z przeszłością, nie ma sensu do niej wracać. Chodźmy spać.
Z tymi słowami ostatecznie zamknął ten etap. Tym razem na dobre.
***
Uhhh. Pisałam to tylko jakąś wieczność. Winić należy książkę Cień Wiatru i to, że znów słuchałam piosenek z Kurobasu i ponownie natrafiłam na > <  Huu... Nie jestem zadowolona. Nie umiem pisać długich tekstów. Ale bardzo chciałam to napisać. A teraz wracam do oglądania anime.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Słabość niebios

Zaczęło się w zwykły dzień.

Niebieskowłosy mężczyzna biegł przez deszcz. Parasolka, którą resztkami sił w zziębniętych dłoniach próbował utrzymać nad głową nie chroniła go zbytnio przed zacinającymi kroplami, jednak on na to nie zważał. Na miejscu i tak się przebierze. Mimowolnie skrzywił się i jeszcze bardziej przyspieszył, choć płuca paliły go od braku tlenu. Nie może się spóźnić. Nie w taki dzień.

Wtedy nie padało. Ale też nie było słońca. To po prostu był zwykły dzień.

W końcu wpadł do budynku. W pędzie złożył parasolkę, minął recepcję i szybkim krokiem udał się na piętro. Dopiero gdy dotarł do uchylonych drzwi zwolnił, aż w końcu przystanął, ciężko dysząc. Cały ociekał wodą. Dobrze, że wcześniej pomyślał o takiej możliwości i garnitur zostawił na miejscu. Po kilku minutach, gdy jego oddech się uspokoił przełknął ślinę i wkroczył do środka. W błękitnych tęczówkach zaiskrzyło światło, gdy ujrzał drugą osobę stojącą przed lustrem.

Robiłem w kółko to samo, choć nic mi to nie dawało. Nawet nadzieja ma swój kres, gdy dalsza wiara to objaw czystej głupoty.

- Nareszcie, Tetsuya. Już myślałem że nie dotrzesz - uśmiech czerwonowłosego ogrzał wnętrze mężczyzny.
Tetsuya odwzajemnił go i odebrał od zmartwionej pracownicy ręcznik, którym zaczął się wycierać.
- Czy mogłaby pani przynieść mój garnitur? - zwrócił się do kobiety.
- Naturalnie, który to był numer?
- 34.
- Zrozumiałam, zaraz przyniosę.
Odprowadzał kobietę wzrokiem, jednocześnie wycierając mokre kosmyki. Akashi zmierzył go spojrzeniem od stóp do głów.
- Paskudna pogoda, czyż nie? Może to zły znak? - zaśmiał się cicho.
Kuroko ugryzł się w język.

Nie wystarczy chcieć by móc, i każdy w głębi duszy o tym wie.

Pół godziny później, świeży po kąpieli Tetsuya obserwował uwijające się asystentki, które pomagały mu ubrać wyszukany garnitur kupiony specjalnie dla niego. Gdy widział jak jego własne oblicze zmienia się na jego oczach czuł zaciekawienie procesem. No cóż, rzadko się zdarzają takie okazje, czyż nie? Całość zajęła zdecydowanie krócej niż się spodziewał i w niedługim czasie jego garnitur idealnie leżał, miał ułożone włosy i pachniał przyjemną wodą kolońską. Uśmiechnął się sam do siebie. Pamiętał, jak razem je wybierali.

W taki dzień ktoś dostrzegł, że istnieję. Dla mnie... to było ważne. Z całego tłumu ludzi wyłowił akurat mnie.

W końcu dostał zielone światło i poszedł zaprezentować się Akashiemu. Błysk w dwukolorowych tęczówkach wiele powiedział mu o tym, co ten sądzi na temat jego wyglądu. Dziwne uczucie w podbrzuszu niemal parzyło. Z miną zadowolonego kota czerwonowłosy pokiwał głową z aprobatą.
- Wiedziałem, że ten stylista będzie dla ciebie odpowiedni. Wspaniale wyglądasz w tym garniturze.
- Dziękuję. Jest niesamowity. Pomóc ci w czymś?
Akashi rozejrzał się dookoła zastanawiając się, czy jest jeszcze coś do zrobienia, czym nie zajmie się wynajęta ekipa. Wtedy jego wzrok spoczął na ozdobnej przypince z kolibrem, którą dostał w prezencie. Tetsuya również na nią spojrzał, po czym przełknął gulę w gardle.
- Może ją przypnij? Aomine się ucieszy - zaproponował niebieskowłosy.
- Kompletnie nie pasuje - mruknął, jednak po chwili dodał - Ale przypnę ją. Pomożesz mi?
Lekko drżącymi palcami Tetsuya chwycił przypinkę i delikatnie wpiął ją we wskazane przez Akashiego miejsce.

To nie był moment, który zmienił moje życie. Ale od tego się zaczęło. Zmian było coraz więcej, aż osoba ta stała się częścią mnie.

- Tak jak myślałem, kompletnie nie pasuje - uśmiechnął się.
- Za niedługo będziemy się zbierać - powiedział cicho niebieskowłosy.
- Wiem - mimo wszystko westchnął Akashi - Hej... myślisz, że...
- Wszystko będzie dobrze.
- ...Dziękuję.

Od tego momentu jego obecność wewnątrz mnie rosła z każdym dniem. Ale nigdy tego nie powiedziałem.

- Nie sądziłem, że jesteś tym zdenerwowanym typem.
- Każdy by się denerwował. Sądzę, że ty również się stresujesz.
- Nie da się ukryć. Nie na co dzień występuję w takiej roli.
- Będziesz wspaniały.
- Obaj będziemy.

Teraz... mogę tylko kląć. Nawet niebo roni łzy nad moją głupotą.

- Hej, Tetsuya...
- Tak?
- Pamiętasz dzień, gdy się spotkaliśmy? Szedłeś z piłką do koszykówki i miałeś minę, jakby ktoś cię ukarał.
- Nie przesadzaj. Poza tym to nie ja szedłem z nosem zadartym tak wysoko, że aż wpadłem na kogoś i wylałem na niego kawę.
- To był wypadek! - zaśmiał się Akashi - W ramach przeprosin zabrałem cię na obiad i wyprałem twoje rzeczy.
- A potem nie mogłeś przestać przepraszać, więc szedłeś za mną aż na boisko.
- Tak... A potem jakoś tak wpadaliśmy na siebie.
- To były miłe czasy.
- A teraz nie jest miło? Patrz, ile lat już się znamy.
- Jest miło. I faktycznie, długo... Kto by się spodziewał.
- Tetsuya... naprawdę się cieszę, że cię spotkałem.

Czy mogę gdzieś wyrzucić te uczucia?

- Gdyby nie ty, nigdy nie poznałbym tego idioty.

Czy mogę oddać je komuś innemu?

- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy z Aomine, Akashi.
- Prawdopodobnie zamorduję go nim skończy się wesele... Ale tak, jestem szczęśliwy.
Ciepły płomień wirował w dwukolorowych tęczówkach. Serce Kuroko niemal stanęło w miejscu.
- A teraz chodźmy, mój drużbo. Moja panna młoda czeka.
Pozostawiając to bez komentarza w milczeniu podążył za Akashim, zabijając w sercu resztki bólu.

Naprawdę jestem skończonym tchórzem.
***
Tak naprawdę to powinno nosić nazwę "temat przerobiony na miliard siedem tysięcy sposobów" ale naprawdę kocham ten kawałek. Ono Kensho nawet go coverował > klik < (potrzebne konto na niconico)! Krótkie, ale walczę z blokiem i to chyba mój max na chwilę obecną. Próbuję usilnie dokończyć cokolwiek i siedzę, i siedzę... Mam ochotę porzucić pomysł z grą. Jeśli napisanie prologu mnie przerasta to chyba nie jestem w stanie skończyć tego planu, choć bardzo bym chciała, bo długo go dopracowywałam. Cóż, możliwe że będzie coś jeszcze z AkaKuro, bo planuję udział w AkaKuro Week na dumblerze. Zobaczymy.