-
Saluja, ścisz ten cholerny telewizor, nic nie słychać! - wydarł
się Cassim, rzucając pilotem w siedzącego przed kanapą
zapatrzonego blondyna.
-
A-ale to Kouen...! - słabo było go słychać przez poziom głośności
z jaką wypowiadał się najstarszy z Renów w czasie wywiadu.
-
JUŻ.
-
A-ale Kouen...
-
Saluja, nie wkurwiaj mnie...
-
Judal, powiedz coś Cassimowi!!
Czarnowłosy
leżał jak leżał, nawet nie spojrzał w stronę blondyna.
Słuchawki na jego uszach sugerowały, że nie słyszy ani
telewizora, ani proszącego o pomoc Alibaby.
-
Widzisz? Musiał zrobić tak głośno, że nawet nie słyszy co do
niego mówisz! Ścisz to pudło!
-
Dobrze już! Ała, nie bij!
-
Ktoś musi ci wbić rozumu do głowy.
Zauważywszy
jakiś ruch Judal zdjął słuchawkę z jednego ucha by zbadać, czy
sytuacja na zewnątrz się nie uspokoiła. W głowie mu huczało od
głośności muzyki, ale nie mógł już znieść głosu Kouena
wydobywającego się z telewizora. Alibaba nagrał jego przemówienie
prasowe i przez cały dzień, non stop tylko je puszczał, gapiąc
się i śliniąc do swojego pana i władcy. Na początku wychodzili
do innego pokoju, jednak szybko do niego i do Cassima dotarło, że
to nic nie da... I zaczęła się batalia. Obrażony Saluja z łezką
w oku patrzył na cichsze przemówienie, Cassim wertował gazetę,
wkurzony do granic możliwości, tylko Judal zachował zimną krew.
Jak przystało na tego, który nosi spodnie oczywiście. Całe życie
z wariatami...
-
Ej, Saluja, nie obrażaj się - Judal szturchnął go nogą - Jak tak
bardzo chcesz go zobaczyć, czemu nie pojedziesz go odwiedzić?
-
Bo powiedział, że ma dużo pracy i mam mu nie przeszkadzać - w
jego oczach nagle pojawiły się łzy.
-
Nie płacz, cholero! - kopnął blondyna z całej siły - Zadzwoń do
niego i wypłacz się w słuchawkę, nie w kapę!
-
Nikt mnie nie kocha! - płakał dalej Alibaba - Judal jest dla mnie
brutalny, Cassim też, Kouen woli pracę, nikt mnie nie kocha!
-
Przejmij go Cass, bo ja dostaję kurwików jak jest w takim stanie.
-
Trzeba walczyć z własnymi słabościami.
-
Koniecznie chcesz, żeby bardziej ryczał?
-
...Dobrze, tylko wyjdź mi z domu i nie wracaj aż nie zadzwonię.
I
tym oto sposobem Judal wylądował na ulicy.
Idąc
chodnikiem mijał całe mnóstwo sklepów. Miał przy sobie trochę
gotówki, którą chwycił nim został bezceremonialnie wypchnięty
za drzwi, ale zaszaleć nie zaszaleje. W umyśle zaświeciło mu
tylko, że wypadałoby kupić nowy tusz do rysowania oraz że ,,A
Clockwork Apple and Honey and Little Sister'' wychodzi... chyba
dzisiaj. Ej, wychodzi dzisiaj! Musi iść kupić, w końcu czekał na
drugi tom już szmat czasu! Uradowany myślą o ukochanej noweli
radosnym krokiem ruszył ku lokalnemu sklepowi z artykułami
rysowniczymi. Priorytety to podstawa, więc najpierw tusz. Drugi w
kolejce był kiosk z mangami, gdzie zawitał na dłuższą chwilę.
Przechadzał się między alejkami z shoujo i light nowelami, aż nie
natrafił na poszukiwany tytuł. Po drodze zgarnął jeszcze nowy tom
Chihayafuru i wypatrzył doujina z Touhou, po czym zadowolony
zapłacił w kasie i opuścił sklep. Czy ten dzień może być
piękniejszy?
Szedł
w stronę parku, zastanawiając się co ze sobą zrobić przez ten
czas, aż Cassim nie zadzwoni. Skręcając w odpowiednią uliczkę
nie patrzył pod nogi, a po chwili coś w niego uderzyło i wylądował
na ziemi. Uderzył głową w chodnik i świat mu zawirował.
-
H-hej, nic ci nie jest?! - zapytał go dziecięcy głos, który skądś
znał - Halo...
Zamiast
martwić się o swój stan myślał tylko o tym, czy cenne mangi nie
ucierpiały w wyniku zderzenia. Już miał zacząć się wydzierać
na winnego, gdy wróciła mu ostrość widzenia i o mało nie
wyzionął ducha na miejscu. Z bliska spoglądały na niego duże,
błękitne oczy, które rozpoznałby nawet po śmierci. Chłopak
zabawnie przekrzywiał głowę, przyglądając się jego dłoniom,
aktualnie poszukującym torby z komiksami. Judal zastygł w bezruchu.
-
Nic ci się nie stało? - zapytał zaniepokojony. W jego oczach
lśniła skrucha.
Judal
wpatrywał się w błękitnowłosego, intensywnie myśląc nad tym,
co zrobić. Odpowiedzieć? Zapytać?
-
Alladyn? - wyrwało mu się z ust, nim zdążył się rozkręcić z
myśleniem.
-
Że jak?
-
...Czyli to ty? Ten idol?
-
Powiedzmy... A co?
-
N-nic... Tak tylko zapytałem...
Sięgnął
po siatkę, w której stało się najgorsze - tusz się rozbił i
wylał, brudząc cały chodnik, trochę bluzki Judala i spodnie
Alladyna. Na szczęście schowane w drugiej reklamówce mangi nie
ucierpiały, gdyż wylądowały po drugiej stronie czarnowłosego.
Judal stłumił wiązankę przekleństw i rozejrzał się dookoła w
poszukiwaniu jakiegoś kosza na śmieci. Koniecznie nie chciał
patrzeć na chłopaka, jednocześnie usiłując uspokoić oszalały
puls. Od tak na niego wpadł? Takie rzeczy nie dzieją się tylko w
mangach?! Alladyn w tym czasie przyglądał mu się.
-
Naprawdę przepraszam - powiedział skruszony, podczas gdy
czarnowłosy po cichu klął na czym świat stoi. Znalazł w końcu
kosz, teraz zostały tylko plamy. Lubił tę koszulkę...
-
E tam, ty też masz ubrudzone spodnie. Jesteśmy kwita - Judal
zdziwił się gdy odkrył, że głos mu nie drży. Miał w gardle
taką gulę, jakby połknął całą gałkę lodów na raz.
-
Jeśli zechcesz mi dać jakiś numer kontaktowy, to zapłacę za
nową, i jeszcze raz przepraszam, w ogóle nie patrzyłem jak idę...
- mówił dalej Alladyn, do którego chyba nie dotarły słowa
Judala.
-
Ej, słuchaj mnie, dzieciaku! - niebieskowłosy aż podskoczył
słysząc podniesiony głos Judala - Nie ma sprawy. Nie musisz się
kajać jakbyś mi matkę zabił. Ja też nie patrzyłem pod nogi,
równie dobrze to ja mogłem wpaść na ciebie. Uznajmy, że wina
jest po obu stronach, a w ramach rekompensaty za swoje zabieram cię
na coś dobrego. Co ty na to?
Tak!
To jest genialny plan! Fakt faktem nie wiedział, jak udało mu się
krzyknąć na Alladyna, ale to jest genialne! Po ostatnim koncercie w
Tokyo nie udało mu się pogadać z chłopakiem, gdyż ten spał.
Potem, gdy jego menadżer przyszła przeprosić (osobiście!) okazało
się, że akurat się rozchorował i nie mógł przyjść z nią. Nie
miał powodów, by nie wierzyć w jej wersję... A teraz los chciał,
żeby się spotkali. Co on się będzie kłócił? Pójdzie i
porozmawia ze swoją gwiazdką!
Gdzieś
tam obiło mu się o uszy, że idole też mają jakieś specjalnie
diety, w końcu sprzedają swój wizerunek na równi z piosenkami,
nie zdziwił się więc, gdy zamiast do jakiegoś Maca czy gdzieś
wstąpili do niewielkiej kawiarni, gdzie oprócz kawy i słodkości
sprzedawali również soki i koktajle owocowe. Niebieskooki zamówił
jeden z warzywnych koktajli. Jak. Można. Jeść. Warzywa? Przecież
to jest trujące. Patrzył podejrzliwie na przyniesiony ozdobny
kufelek z napojem. Sam zamówił frappucino z podwójną bitą
śmietaną i wiórkami czekolady... Czy postąpił nietaktownie?
Alladyn wpatrywał się w swój napój a Judal w Alladyna. Pod
błękitnymi oczami malowały się cienie. Te miękkie, zadbane włosy
miał zaplecione w warkocz, który następnie spięto wyżej, w koka.
Wyglądał na niewyspanego i markotnego, gdy z rezygnacją popijał
swoje zielsko. Czemu on non stop patrzy w dół?
-
Czujesz się już lepiej? . - zapytał Judal, upijając łyk ze
swojej kawy. Mmm, pyszności... Alladyna patrzył na niego z
niezrozumieniem w oczach, więc szybko się poprawił - W sensie,
byłeś chory. Czy czujesz się już lepiej
-
Skąd wiesz, że byłem... - zaczął chłopak, po czym jego oczy
zrobiły się wielkie jak talerze - To ty...! O rany, tym bardziej
przepraszam, same kłopoty ze mną...
-
Daj spokój, jak miałbym się gniewać na ciebie? Uroczy byłeś,
jak tak spałeś... - odpowiedział Judal, by po chwili syknąć z
bólu gdy Alladyn kopnął go pod stołem - Za co?!
-
O chłopakach nie mówi się, że są ,,uroczy'' - prychnął
niebieskowłosy.
-
Ale ja tylko stwierdziłem- Ała! Nie kop mnie!
-
Nie są i już.
Kto
by pomyślał, że dzieciak jest taki agresywny...
-
No dobra, a wyspałeś się chociaż?
-
Średnio - mruknął - Moja menadżer myślała, że zasłabłem i
gotowa była wzywać karetkę i grabarza.
-
Ciężkie życie idola, co...
-
A żebyś wiedział...
Zapadła
cisza przerywana tylko siorbiącym odgłosem picia przez słomkę.
Judal mieszał swoją kawę, co chwila zerkając na chłopaka. Jakoś
stracił apetyt na porażający swoją słodkością napój.
-
Czemu masz taką babską fryzurę? - wyrwało mu się, nim zdążył
ugryźć się w język. Alladyn obrzucił go zirytowanym spojrzeniem.
-
Noszenie długiego warkocza w szkole pełnej gimnazjalistów to nie
jest najlepszy pomysł - stwierdził cierpko - Więc żeby ochronić
włosy wiążę je u góry, czasem w kok, czasem inaczej.
No
tak, Alladyn ciągle się uczy, a dzieciaki w jego wieku bywają
okrutne...
-
To przez tych gimnazjalistów masz takie wory pod oczami?
-
A nie przepytujesz mnie trochę za bardzo?
-
Sorka, ciekawy jestem.
-
Ehh... - westchnął, po czym upił spory łyk ze swojego zielska.
Nic więcej nie powiedział, choć Judal liczył na rozwinięcie
historii.
Niezręczna
cisza krępowała Judala. Miał tyle pytań na końcu języka, że aż
go nosiło, ale nie chciał całkowicie zniechęcić do siebie idola.
Co robić...?
-
Dziękuję za napój - rzucił cicho Alladyn, po czym machnął na
kelnera by przyniósł rachunek.
-
J-już idziesz? - za szybko! Trzeba go jakoś zatrzymać!
Niebieskowłosy
obrzucił go spojrzeniem od stóp do głów, po czym delikatnie
uśmiechnął się.
-
Odkupię ci tą koszulkę... Przyszedłbym z nią w przyszłym
tygodniu. Może być?
Czy
on... Czy on się z nim umawia? Czy Alladyn się z nim umawia?!
-
Pewnie, że tak! - wydarł się Judal zdecydowanie za głośno, co
wywołało śmiech chłopaka. Chciał zapytać dlaczego, ale co,
jeśli by go spłoszył? Nie ma co patrzeć darowanemu koniowi w
zęby!
-
No to jesteśmy umówieni - Alladyn uśmiechnął się promiennie - To
do zobaczenia.
-
T-tak...
W
tym momencie kelner podszedł do stolika. Judal zapłacił za oba
napoje, duszkiem wypił całą kawę i patrzył, jak Alladyn w tych
ubrudzonych spodniach idzie przez ulicę. Już miał go stracić z
widoku, gdy coś przykuło jego uwagę. Grupa chłopaków ubrana w
podobny sposób szła w przeciwnym kierunku niż niebieskowłosy.
Chłopak patrzył przed siebie, jednak nawet z tej odległości dało
się zauważyć, że spiął się na ich widok. Gdy się do siebie
zbliżyli, Alladyn dostał z barku od prawie wszystkich, którzy
minęli go śmiejąc się. Nim Judal zdążył się chociaż podnieść
żadnego z nich już nie było, ani Alladyna, ani dzieciaków. Czyli
dobrze myślał, że to nie koniecznie praca tak go wykańcza...
Zirytowany miał ochotę wrócić do domu, wyjął więc telefon i
wybrał numer do Cassima.
-
Długo jeszcze?! - warknął, gdy tylko po drugiej stronie ktoś
odebrał.
-
Kouen zgarnął Alibabę do siebie, żeby mógł płakać w jego
kanapę, nie naszą, więc możesz wracać.
-
I nie łaska było zadzwonić?
-
Dzwoniłem, cztery razy. Nie odbierałeś.
Zerknął
na wyświetlacz, na którym faktycznie były cztery nieodebrane
połączenia.
-
Dobra, to wracam.
Rozłączył
się. No nic, pozostaje mu tylko czekać na to spotkanie w przyszłym
tygodniu... Może wtedy dowie się czegoś więcej o swojej gwiazdce. Dopiero stojąc przed drzwiami mieszkania przypomniał sobie, że nie ma tuszu.
***
Zauważył ktoś nowelkę?